-Harry, pamiętasz?-zapytałam loczka.
-To miejsce...nigdy go nie zapomnę.
-To tu pierwszy raz się spotkaliśmy.
-Uratowałeś mnie...gdyby nie ty już nie stąpałabym po tej ziemi.
-Gdyby nie ty (T.I.), moje życie nie miałoby sensu, i cieszę się że ostatnie chwile mojego życia spędzam z Tobą.
-Harry, o czym ty mówisz?
-Przepraszam...-usiadł na ławce, i schował twarz w dłoniach.
-Za co skarbie? Harry odpowiedz mi.-błagałam chłopaka, ale nadal nie uzyskałam z jego strony żadnej odpowiedzi.
-Powiesz mi co się dzieje ?-spytałam kucając przy nim.
-Przepraszam że Cię zostawiam.
- O czym ty cholera do mnie mówisz ?!
-Jestem chory, mam raka.-tu głos mu się załamał, a z moich oczu popłynęły łzy.
-Harry...ja...-nie wiedziałam co powiedzieć.
-Lekarze dali mi 3 miesiące, może nawet mniej...umieram, (T.I.) umieram.
-Skarbie...-wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko umiałam. nie chciałam przyjąć do siebie wiadomości że miałby zniknąć z mojego życia.
-Zostaw mnie, ułóż sobie życie z kimś innym...proszę...bądź szczęśliwa.
-Nikt mi nie da większego szczęścia niż ty.Rozumiesz ?!
Będę przy tobie, wyzdrowiejesz...Życie bez ciebie było by koszmarem.
-Kocham Cię.
-Je ciebie też, nie masz pojęcia jak bardzo.
-Wracamy do domu?
-Wracamy...
3 miesiące później
Lekarze stwierdzili że stan Harrego uległ zmianie, jest lepiej. Nie ukrywam bardzo się z tego cieszę.
Siedziałam jak zwykle w kuchni i piłam poranną kawę. Harry długo nie schodził na dół, co mnie trochę to zaniepokoiło. Postanowiłam do niego zajrzeć. Doczłapałam się do drzwi pokoju Harrego, i otworzyłam je. To co zobaczyłam mną wstrząsnęło. Harry siedział na łóżku i płakał.
-Skarbie co Ci jest?
-To dziś...
-O czym ty mówisz? Nie rozumiem Cię...
-To dziś...koniec.
-Harry... proszę...nie mów tak.
-(T.I.) Ale ja to czuję...czuję że coś jest nie tak.
Nic nie odpowiedziałam tylko go przytuliłam.
-(T.I.) obiecaj mi że gdy już mnie nie będzie, ułożysz sobie życie z kimś innym, będziesz miała dzieci, dom, ogród, psa.. obiecaj.. I pamiętaj że ja zawsze będę przy tobie...
-Harry nie mogę Ci tego obiecać. Nie pozwolę by mi Ciebie odebrano, będziesz żył,rozumiesz?!Tam gdzie ty, tam ja.
-Kocham Cię...
-Ja ciebie też...
-To jakie plany na dziś?
-Przepraszam, źle się czuję...
-Harry, wszystko dobrze?
-Nie do końca...
-Harry...zadzwonię bo Zayna. Nie ruszaj się stąd.
Zadzwoniłam po Malika i czekałam aż przyjedzie. Zawieźliśmy loczka do szpitala, bałam się o niego.
-Musi zostać parę dni... ale będzie dobrze- usłyszałam z ust pielęgniarki.
-Ufff... dziękuje pani bardzo.-podziękowałam kobiecie i podeszłam do Zayna.
-(T.I.) odwiozę cię do domu, a sam zostanę przy nim okej ?
-Nie Zayn.. ty jedź do domu do Perrie, a ja zostanę.
-Jesteś pewna?
-Tak, jetem pewna...
-Dobrze to ja jutro przyjadę.
-Okej.
Siedziałam przy Harrym dobre dwie godziny, wiedziałam że coś się dzieje, ale próbował to ukryć.
-Harry co ci jest ? źle się poczułeś?
-Pamiętasz co mi obiecałaś?
-Harry...przecież wszystko jet dobrze.
-Pamiętasz?-zapytał ponownie łapiąc mnie za rękę.
-Tak pamiętam...
-Obiecaj że o mnie nie zapomnisz...
-Harry ty będziesz żył...
-Kocham Cię...dziękuję za wszytko.-te słowa wypowiedział z trudem.
Urządzenia w sali zaczęły wydobywać z siebie jakiś dźwięk, pobiegłam po lekarzy.
Weszli na salę, a ja zostałam na korytarzu patrząc na zielonookiego przez dużą szybę.
Nie mogę go stracić...
Po chwili przyszedł do mnie lekarz, powiadomił mnie że stan Harrego z minuty na minutę staje się coraz gorszy.
Nie, to nie może być prawda. On musi żyć...
Obraz przed oczami, spowodowany dużą ilością łez zamazywał się. Podeszłam do loczka, złapałam jego dłoń...
Jego oczy powoli się zamykały...
-Harry, nie rób mi tego...błagam, nie zostawiaj mnie...-wyszeptałam
-Pamiętaj o mnie...
-Błagam...nie rób mi tego...
-Kocham Cię...-powiedział prawie że bezdźwięcznie.
-Ja Ciebie też Harry...
Zostałam sama...Harrego już nie było przy mnie...
On jest moim sercem, a bez serca przecież nie da się żyć...
***
Od śmierci Harrego minęło 5 dni. Nie daję rady bez niego... Chcę być z nim...
Stałam na peronie i nie byłam pewna swoich zamiarów. Nadjeżdżał pociąg... jeszcze parę sekund...
Ile sił w nogach biegłam przed siebie...
CIEMNOŚĆ
Tam gdzie ty, tam ja...