wtorek, 30 kwietnia 2013

3.Harry

 Londyńskie ulice były obsypane płatkami śniegu. Światło księżyca oświetlało jego twarz, dzięki temu mogłam w pełni ujrzeć jego zielone tęczówki. Było idealnie...
-Harry, pamiętasz?-zapytałam loczka.
-To miejsce...nigdy go nie zapomnę.
-To tu pierwszy raz się spotkaliśmy.
-Uratowałeś mnie...gdyby nie ty już nie stąpałabym po tej ziemi.
-Gdyby nie ty (T.I.), moje życie nie miałoby sensu, i cieszę się że ostatnie chwile mojego życia spędzam z Tobą.
-Harry, o czym ty mówisz?
-Przepraszam...-usiadł na ławce, i schował twarz w dłoniach.
-Za co skarbie? Harry odpowiedz mi.-błagałam chłopaka, ale nadal nie uzyskałam z jego strony żadnej odpowiedzi.
-Powiesz mi co się dzieje ?-spytałam kucając przy nim.
-Przepraszam że Cię zostawiam.
- O czym ty cholera do mnie mówisz ?!
-Jestem chory, mam raka.-tu głos mu się załamał, a z moich oczu popłynęły łzy.
-Harry...ja...-nie wiedziałam co powiedzieć.
-Lekarze dali mi 3 miesiące,  może nawet mniej...umieram, (T.I.) umieram.
-Skarbie...-wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko umiałam. nie chciałam przyjąć do siebie wiadomości że miałby zniknąć z mojego życia.
-Zostaw mnie, ułóż sobie życie z kimś innym...proszę...bądź szczęśliwa.
-Nikt mi nie da większego szczęścia niż ty.Rozumiesz ?!
Będę przy tobie, wyzdrowiejesz...Życie bez ciebie było by koszmarem.
-Kocham  Cię.
-Je ciebie też, nie masz pojęcia jak bardzo.
-Wracamy do domu?
-Wracamy...

3 miesiące później

Lekarze stwierdzili że stan Harrego uległ zmianie, jest lepiej. Nie ukrywam bardzo się z tego cieszę.
Siedziałam jak zwykle w kuchni i piłam poranną kawę. Harry długo nie schodził na dół, co mnie trochę to zaniepokoiło. Postanowiłam do niego zajrzeć. Doczłapałam się do drzwi  pokoju Harrego, i otworzyłam je. To co zobaczyłam mną wstrząsnęło. Harry siedział na łóżku i płakał.
-Skarbie co Ci jest?
-To dziś...
-O czym ty mówisz? Nie rozumiem Cię...
-To dziś...koniec.
-Harry... proszę...nie mów tak.
-(T.I.) Ale ja to czuję...czuję że coś jest nie tak.
Nic nie odpowiedziałam tylko go przytuliłam.
-(T.I.) obiecaj mi że gdy już mnie nie będzie, ułożysz sobie życie z kimś innym,  będziesz miała dzieci, dom, ogród, psa.. obiecaj.. I pamiętaj że ja zawsze będę przy tobie...
-Harry nie mogę Ci tego obiecać. Nie pozwolę by mi Ciebie odebrano, będziesz żył,rozumiesz?!Tam gdzie ty, tam ja.
-Kocham Cię...
-Ja ciebie też...
-To jakie plany na dziś?
-Przepraszam, źle się czuję...
-Harry, wszystko dobrze?
-Nie do końca...
 -Harry...zadzwonię bo Zayna. Nie ruszaj się stąd.
Zadzwoniłam po Malika i czekałam aż przyjedzie. Zawieźliśmy  loczka do szpitala, bałam się o niego.
-Musi zostać parę dni... ale będzie dobrze- usłyszałam z ust pielęgniarki.
-Ufff... dziękuje pani bardzo.-podziękowałam kobiecie i podeszłam do Zayna.
-(T.I.)  odwiozę cię do domu, a sam zostanę przy nim okej ?
-Nie Zayn.. ty jedź do domu do Perrie, a ja zostanę.
-Jesteś pewna?
-Tak, jetem pewna...
-Dobrze to ja jutro przyjadę.
-Okej.
Siedziałam przy Harrym dobre dwie godziny, wiedziałam że coś się dzieje, ale próbował to ukryć.
-Harry co ci jest ? źle się poczułeś?
-Pamiętasz co mi obiecałaś?
-Harry...przecież wszystko jet dobrze.
-Pamiętasz?-zapytał ponownie łapiąc mnie za rękę.
-Tak pamiętam...
-Obiecaj że o mnie nie zapomnisz...
-Harry ty będziesz żył...
-Kocham Cię...dziękuję za wszytko.-te słowa wypowiedział z trudem.
Urządzenia w sali zaczęły wydobywać z siebie jakiś dźwięk, pobiegłam po lekarzy.
Weszli na salę, a ja zostałam na korytarzu patrząc na zielonookiego przez dużą szybę.
Nie mogę go stracić...
Po chwili przyszedł do mnie lekarz, powiadomił mnie że stan Harrego z minuty na minutę staje się coraz gorszy.
Nie, to nie może być prawda. On musi żyć...
Obraz przed oczami,  spowodowany dużą ilością łez zamazywał się. Podeszłam do loczka, złapałam jego dłoń...
Jego oczy powoli się zamykały... 
-Harry, nie rób mi tego...błagam, nie zostawiaj mnie...-wyszeptałam
-Pamiętaj o mnie...
-Błagam...nie rób mi tego...
-Kocham Cię...-powiedział prawie że bezdźwięcznie. 
-Ja Ciebie też Harry...

Zostałam sama...Harrego już nie było przy mnie...
 On jest moim  sercem, a bez serca przecież nie da się żyć...

***

Od śmierci Harrego minęło 5 dni. Nie daję rady bez niego... Chcę być z nim... 
Stałam na peronie i nie byłam pewna swoich zamiarów. Nadjeżdżał pociąg... jeszcze parę sekund...
Ile sił w nogach biegłam przed siebie...
CIEMNOŚĆ
Tam gdzie ty, tam ja...



poniedziałek, 29 kwietnia 2013

2. Zayn

    W Londynie mieszkałaś od urodzenia. Siedziałaś nad jeziorem na ławce i płakałaś. Nie miałaś nikogo. Twoi rodzice rodzice zginęli w wypadku kilkanaście lat temu kiedy byłaś mała. Wychowywała Cię ciocia. Twoja najlepsza przyjaciółka wyjechała do Polski. Zostałaś sama. Mimo, że otaczał cię ocean ludzi ty nadal czułaś się samotnie. Dwa lata temu twój były postanowił się na tobie zemścić i Cię zgwałcił. Mimo, że minęło tyle czasu ty nadal nie dajesz się dotknąć dla żadnego mężczyzny. Siedzisz na ławce i cicho szlochasz. Nagle słyszysz jak ktoś siada na ławce na której ty siedzisz. Odezwał się do Ciebie
-Co się stało że płaczesz? - zapytał nieznajomy. Nic mu nie odpowiedziałaś tylko odsunęłaś się na koniec ławki.
-Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię. Tak w ogóle jestem Zayn.
-[T.I] - odpowiedziałaś drżącym głosem. Dobrze wiedziałaś kim jest Zayn.
-Powiesz mi co się stało? - zapytał.

Opowiedziałaś mu wszystko. On Cię przytulił. Pierwszy raz nie bałaś się dotyku mężczyzny. Trwaliście w takim uścisku bardzo długo. Nagle Zayn odezwał się.
-Chodź - powiedział
-Gdzie? - zapytałaś
-Do mnie do domu.
-Mieszkasz sam czy z resztą zespołu? - zapytałaś w drodze do samochodu.
-Z chłopakami. Jesteś naszą fanką? - uśmiechną się do Ciebie
-Tak. Od waszych występów w X Faktorze. - również się do niego uśmiechnęłaś.
-To fajnie.

Po chwili byliście już przy samochodzie. Otworzył ci drzwi. Wsiadłaś i po chwili już byliście w drodze do jego i chłopaków domu. Kiedy zobaczyłaś ich dom aż ci szczęka opadła. Był przepiękny. Weszliście do domu. Od środka był jeszcze piękniejszy.
-Jestem! - zawołał a z salonu przybiegła reszta zespołu. Kiedy mnie zobaczyli krzyknęli chórkiem `cześć`. Odpowiedziałaś im tym samym i się uśmiechnęłaś.
-Poznajcie [T.I]. A to jest ta reszta wariatów. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Również się uśmiechnęłaś. Poszliście do salonu i tam przegadaliście resztę dnia. O 20 powiedziałaś że będziesz się już zbierać.
-O nie! Nigdzie nie idziesz zostajesz tu- powiedział Lou.
-Nie chcę roić kłopotu - odpowiedziałaś.
-Ależ nie będziesz - tym razem powiedział Liam.
-No dobrze tylko zadzwonię do cioci że nie wrócę na noc.
-Do cioci? A nie do mamy? - zdziwił się trochę Hazza
-Ehh... Moi rodzice zginęli w wypadku gdy byłam mała - powiedziałaś ze smutkiem
- Przepraszam - powiedział i spuścił głowę.
-Nic się nie stało. Uśmiechnęłaś się do niego.
-No dobra idziemy spać - krzykną Niall.
Zayn pokazał ci twój pokój. Był wielki i piękny. Wzięłaś szybki prysznic i nałożyłaś dresy i koszulkę którą ci dał Zayn. Miałaś pokój pomiędzy jego pokojem a pokojem Louis'a.

Od tego dnia minęły dwa lata. Od też tych dwóch lat jesteście razem a wasza córeczka niedawno skończyła roczek. Tworzycie idealną parę. Na znak waszej miłości na nadgarstkach macie wytatuowany napis `Together Forever` czyli `Razem na zawsze`.

------------------------->

Hejka. Trochę któtki mi wyszedł. Jeśli znajdziecie jakieś błędy to przepraszam. :(
Mam nadzieję że wam się spodoba ; )

niedziela, 28 kwietnia 2013

1. Louis cz.1



Chłodna noc. Niebo obsypane jasnymi gwiazdami. Chodziłam londyńskimi uliczkami zupełnie bez celu. Było mi przykro. Praktycznie nie miałam się do kogo przytulić kiedy było mi źle, wypłakać. Nikomu. Każda z moich „koleżanek” miała chłopaka i przyjaciółki. Ja nie miałam a ni jednego ani drugiego. Na uczelni nikt mnie nie zauważyłam. Istniałam tylko na liście obecności i nawet gdyby mnie nie było w jakimś dniu to i tak nikt by tego nie zauważył. Usiadłam na jednej z wielu ławek w parku, podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Dla siebie. Musiałam wylać wszystkie żale, które nosiłam w sercu. Nie raz słyszałam jaka to ja jestem. Niska, za chuda, mam brzydki kolor oczów, włosów. Nie rozumiałam dlaczego to tak ludzi interesowało. To byłam ja nie oni, więc czym się martwili?
-Mam dość tego życia!- wykrzyknęłam, ale przypominało to bardziej bełkot.
Pierwsza w nocy, a ja się błąkam po mieście. Inteligentnie (T.I), inteligentnie. Jakoś nie miałam zamiaru wracać. Wolałam tam siedzieć, zanosić się większym płaczem i w końcu zamarznąć.
-Głupie pytanie, ale czemu krzyczysz?- gdzieś nie daleko dobiegł mnie męski głos.
Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Podniosłam głowę i ujrzałam sylwetkę chłopaka stojącego nade mną. Nie wiedziałam czy się bać czy nie. Nie odezwałam się tylko powoli wstałam i chciałam odejść. Moje nogi tak jakby same zaczęły biec, lecz obraz rozmyty łzami mi przeszkadzał i nie oczekiwanie wywróciłam się upadając na ziemię. Nie miałam już siły wstać. Noga mocno potarła o podłoże, a skóra była zadarta. Krew z ran spływała ciurkiem. W tym samym czasie natychmiast przybiegł do mnie ten sam chłopak.
-Nie bój się mnie- powiedział biorąc mnie na ręce i siadając na ławce.
Oberwał rękaw od swojej koszuli i owinął nią moją zranioną nogę. Poczułam, że trzęsę się w jego ramionach.
-Teraz mi powiedz czemu krzyczałaś i jak masz na imię- poprosił cicho.
-Jestem (I.T), a krzyczałam bo krzyczałam. Dlaczego cię to obchodzi? Ja nikogo nie obchodzę. Zostaw mnie i wróć do swojego pewnie idealnego życia- mruknęłam zła.
Nie na niego, na siebie.
-Teraz mnie obchodzisz, bo przeze mnie ucierpiałaś- odpowiedział dość poważnie- Ja jestem Louis.
-Miło mi- wymusiłam uśmiech, ale zaraz mój smutny wyraz twarzy powrócił.
Louis wstał i zaczął mnie nieść w stronę jakiegoś auta.
-Ty chyba żartujesz?? Nie wsiądę z tobą nigdzie. Nie znam cię. Puść mnie!- krzyknęłam.
-(T.I) nic ci nie zrobię. Obiecuję. Widzisz moją twarz. Spokojnie- Jedną ręką otworzył drzwi po prawej stronie dla pasażera, zapiął mnie pasem i sam wsiadł z drugiej strony. Lampka w czarnym range roverze na moment zamigała i wtedy w pełni go ujrzałam. Miał brązowe, roztrzepane włosy z grzywką na czoło. Zauważyłam również niebieskie tęczówki. Jego wzrok wbity był w kierownicę.
-Gdzie mnie wieziesz?- zapytałam przerywając ciszę, którą w sumie już przerywał silnik.
-Do mnie do domu. Przemyję ci nogę, obandażuję i rano odwiozę.
-Cholera! Poradzę sobie. Nikt się mną nie przejmował, a teraz co? Zostawcie mnie w spokoju! Dobrze mi było gdy nikt o mnie nie dbał!- nie wiem czym ten chłopak sobie zasłużył, ale musiałam się komuś wykrzyczeć.
-Nie warto krzyczeć, jeszcze słyszę dobrze. Chcesz to się wyżal, posłucham, ale o pół tonu ciszej.
-Eh, wnerwiasz mnie- westchnęłam i oparłam się o fotel.
Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w muzykę, która leciała w  radiu włączonym przez bruneta. Uświadomiłam sobie, że dzisiaj robię wszystko nie normalnie. Chodzę o tak późnej porze po mieście, gadam z jakimś obcym chłopakiem i wsiadam do jego samochodu. Ale co tam? Przecież i tak mam życie do …. Gdy otworzyłam oczy staliśmy już przed okazałym domem. Louis wysiadł pierwszy wyciągając mnie dosłownie z samochodu. Wprowadził mnie do środka i zamknął drzwi. Zniknął gdzieś w jakimś pomieszczeniu. Miałam okazję na ucieczkę. Już naciskałam klamkę, ale mnie powstrzymał.
-Dotkniesz a porazi cię prądem!- ostrzegł, a ja od razu cofnęłam rękę.
Chłopak zaśmiał się pod nosem, a ja poczerwieniałam.
-Głupi jesteś! Ja chcę do domu!- znowu krzyknęłam.
-Ciii- położył mi palec na ustach, kiedy gdzieś na górze rozległ się hałas, a po chwili ktoś zbiegł po schodach- Jasna cholera- mruknął i odwrócił się w stronę chłopców stojących za nim.
-Niall, Harry, Liam, Zayn to (T.I), (T.I) to moi przyjaciele. Oni idą na górę z powrotem spać, a my idziemy opatrzeć nogę- powiedział, jednym ruchem ręki przerzucił mnie przez ramię i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na wysokim stołku i wyjął apteczkę z szafki. Odwinął oderwany rękaw, zdezynfekował ranę i obandażował.
-Dzięki teraz odwieź mnie do domu- rzuciłam zeskakując na podłogę.
-Nie, rano cię odwiozę. Chodź- pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś pokoju.
Chyba była to ich sypialnia gościnna.
-Kołysankę ci zaśpiewać czy zaśniesz?- zapytał.
-Zasnę- wystawiłam mu język i zdjęłam z siebie szarą bluzę.
Louis opuścił pokój zostawiając mnie samą z myślami