niedziela, 28 kwietnia 2013

1. Louis cz.1



Chłodna noc. Niebo obsypane jasnymi gwiazdami. Chodziłam londyńskimi uliczkami zupełnie bez celu. Było mi przykro. Praktycznie nie miałam się do kogo przytulić kiedy było mi źle, wypłakać. Nikomu. Każda z moich „koleżanek” miała chłopaka i przyjaciółki. Ja nie miałam a ni jednego ani drugiego. Na uczelni nikt mnie nie zauważyłam. Istniałam tylko na liście obecności i nawet gdyby mnie nie było w jakimś dniu to i tak nikt by tego nie zauważył. Usiadłam na jednej z wielu ławek w parku, podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Dla siebie. Musiałam wylać wszystkie żale, które nosiłam w sercu. Nie raz słyszałam jaka to ja jestem. Niska, za chuda, mam brzydki kolor oczów, włosów. Nie rozumiałam dlaczego to tak ludzi interesowało. To byłam ja nie oni, więc czym się martwili?
-Mam dość tego życia!- wykrzyknęłam, ale przypominało to bardziej bełkot.
Pierwsza w nocy, a ja się błąkam po mieście. Inteligentnie (T.I), inteligentnie. Jakoś nie miałam zamiaru wracać. Wolałam tam siedzieć, zanosić się większym płaczem i w końcu zamarznąć.
-Głupie pytanie, ale czemu krzyczysz?- gdzieś nie daleko dobiegł mnie męski głos.
Zimny dreszcz przeszedł przez moje ciało. Podniosłam głowę i ujrzałam sylwetkę chłopaka stojącego nade mną. Nie wiedziałam czy się bać czy nie. Nie odezwałam się tylko powoli wstałam i chciałam odejść. Moje nogi tak jakby same zaczęły biec, lecz obraz rozmyty łzami mi przeszkadzał i nie oczekiwanie wywróciłam się upadając na ziemię. Nie miałam już siły wstać. Noga mocno potarła o podłoże, a skóra była zadarta. Krew z ran spływała ciurkiem. W tym samym czasie natychmiast przybiegł do mnie ten sam chłopak.
-Nie bój się mnie- powiedział biorąc mnie na ręce i siadając na ławce.
Oberwał rękaw od swojej koszuli i owinął nią moją zranioną nogę. Poczułam, że trzęsę się w jego ramionach.
-Teraz mi powiedz czemu krzyczałaś i jak masz na imię- poprosił cicho.
-Jestem (I.T), a krzyczałam bo krzyczałam. Dlaczego cię to obchodzi? Ja nikogo nie obchodzę. Zostaw mnie i wróć do swojego pewnie idealnego życia- mruknęłam zła.
Nie na niego, na siebie.
-Teraz mnie obchodzisz, bo przeze mnie ucierpiałaś- odpowiedział dość poważnie- Ja jestem Louis.
-Miło mi- wymusiłam uśmiech, ale zaraz mój smutny wyraz twarzy powrócił.
Louis wstał i zaczął mnie nieść w stronę jakiegoś auta.
-Ty chyba żartujesz?? Nie wsiądę z tobą nigdzie. Nie znam cię. Puść mnie!- krzyknęłam.
-(T.I) nic ci nie zrobię. Obiecuję. Widzisz moją twarz. Spokojnie- Jedną ręką otworzył drzwi po prawej stronie dla pasażera, zapiął mnie pasem i sam wsiadł z drugiej strony. Lampka w czarnym range roverze na moment zamigała i wtedy w pełni go ujrzałam. Miał brązowe, roztrzepane włosy z grzywką na czoło. Zauważyłam również niebieskie tęczówki. Jego wzrok wbity był w kierownicę.
-Gdzie mnie wieziesz?- zapytałam przerywając ciszę, którą w sumie już przerywał silnik.
-Do mnie do domu. Przemyję ci nogę, obandażuję i rano odwiozę.
-Cholera! Poradzę sobie. Nikt się mną nie przejmował, a teraz co? Zostawcie mnie w spokoju! Dobrze mi było gdy nikt o mnie nie dbał!- nie wiem czym ten chłopak sobie zasłużył, ale musiałam się komuś wykrzyczeć.
-Nie warto krzyczeć, jeszcze słyszę dobrze. Chcesz to się wyżal, posłucham, ale o pół tonu ciszej.
-Eh, wnerwiasz mnie- westchnęłam i oparłam się o fotel.
Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w muzykę, która leciała w  radiu włączonym przez bruneta. Uświadomiłam sobie, że dzisiaj robię wszystko nie normalnie. Chodzę o tak późnej porze po mieście, gadam z jakimś obcym chłopakiem i wsiadam do jego samochodu. Ale co tam? Przecież i tak mam życie do …. Gdy otworzyłam oczy staliśmy już przed okazałym domem. Louis wysiadł pierwszy wyciągając mnie dosłownie z samochodu. Wprowadził mnie do środka i zamknął drzwi. Zniknął gdzieś w jakimś pomieszczeniu. Miałam okazję na ucieczkę. Już naciskałam klamkę, ale mnie powstrzymał.
-Dotkniesz a porazi cię prądem!- ostrzegł, a ja od razu cofnęłam rękę.
Chłopak zaśmiał się pod nosem, a ja poczerwieniałam.
-Głupi jesteś! Ja chcę do domu!- znowu krzyknęłam.
-Ciii- położył mi palec na ustach, kiedy gdzieś na górze rozległ się hałas, a po chwili ktoś zbiegł po schodach- Jasna cholera- mruknął i odwrócił się w stronę chłopców stojących za nim.
-Niall, Harry, Liam, Zayn to (T.I), (T.I) to moi przyjaciele. Oni idą na górę z powrotem spać, a my idziemy opatrzeć nogę- powiedział, jednym ruchem ręki przerzucił mnie przez ramię i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na wysokim stołku i wyjął apteczkę z szafki. Odwinął oderwany rękaw, zdezynfekował ranę i obandażował.
-Dzięki teraz odwieź mnie do domu- rzuciłam zeskakując na podłogę.
-Nie, rano cię odwiozę. Chodź- pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś pokoju.
Chyba była to ich sypialnia gościnna.
-Kołysankę ci zaśpiewać czy zaśniesz?- zapytał.
-Zasnę- wystawiłam mu język i zdjęłam z siebie szarą bluzę.
Louis opuścił pokój zostawiając mnie samą z myślami

4 komentarze: