Chłodna noc. Niebo obsypane
jasnymi gwiazdami. Chodziłam londyńskimi uliczkami zupełnie bez celu. Było mi
przykro. Praktycznie nie miałam się do kogo przytulić kiedy było mi źle,
wypłakać. Nikomu. Każda z moich „koleżanek” miała chłopaka i przyjaciółki. Ja
nie miałam a ni jednego ani drugiego. Na uczelni nikt mnie nie zauważyłam.
Istniałam tylko na liście obecności i nawet gdyby mnie nie było w jakimś dniu
to i tak nikt by tego nie zauważył. Usiadłam na jednej z wielu ławek w parku,
podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Dla siebie. Musiałam wylać wszystkie żale,
które nosiłam w sercu. Nie raz słyszałam jaka to ja jestem. Niska, za chuda,
mam brzydki kolor oczów, włosów. Nie rozumiałam dlaczego to tak ludzi
interesowało. To byłam ja nie oni, więc czym się martwili?
-Mam dość tego życia!-
wykrzyknęłam, ale przypominało to bardziej bełkot.
Pierwsza w nocy, a ja się błąkam
po mieście. Inteligentnie (T.I), inteligentnie. Jakoś nie miałam zamiaru
wracać. Wolałam tam siedzieć, zanosić się większym płaczem i w końcu zamarznąć.
-Głupie pytanie, ale czemu
krzyczysz?- gdzieś nie daleko dobiegł mnie męski głos.
Zimny dreszcz przeszedł przez
moje ciało. Podniosłam głowę i ujrzałam sylwetkę chłopaka stojącego nade mną.
Nie wiedziałam czy się bać czy nie. Nie odezwałam się tylko powoli wstałam i
chciałam odejść. Moje nogi tak jakby same zaczęły biec, lecz obraz rozmyty
łzami mi przeszkadzał i nie oczekiwanie wywróciłam się upadając na ziemię. Nie
miałam już siły wstać. Noga mocno potarła o podłoże, a skóra była zadarta. Krew
z ran spływała ciurkiem. W tym samym czasie natychmiast przybiegł do mnie ten
sam chłopak.
-Nie bój się mnie- powiedział
biorąc mnie na ręce i siadając na ławce.
Oberwał rękaw od swojej koszuli i
owinął nią moją zranioną nogę. Poczułam, że trzęsę się w jego ramionach.
-Teraz mi powiedz czemu
krzyczałaś i jak masz na imię- poprosił cicho.
-Jestem (I.T), a krzyczałam bo
krzyczałam. Dlaczego cię to obchodzi? Ja nikogo nie obchodzę. Zostaw mnie i
wróć do swojego pewnie idealnego życia- mruknęłam zła.
Nie na niego, na siebie.
-Teraz mnie obchodzisz, bo przeze
mnie ucierpiałaś- odpowiedział dość poważnie- Ja jestem Louis.
-Miło mi- wymusiłam uśmiech, ale
zaraz mój smutny wyraz twarzy powrócił.
Louis wstał i zaczął mnie nieść w
stronę jakiegoś auta.
-Ty chyba żartujesz?? Nie wsiądę
z tobą nigdzie. Nie znam cię. Puść mnie!- krzyknęłam.
-(T.I) nic ci nie zrobię.
Obiecuję. Widzisz moją twarz. Spokojnie- Jedną ręką otworzył drzwi po prawej
stronie dla pasażera, zapiął mnie pasem i sam wsiadł z drugiej strony. Lampka w
czarnym range roverze na moment zamigała i wtedy w pełni go ujrzałam. Miał
brązowe, roztrzepane włosy z grzywką na czoło. Zauważyłam również niebieskie
tęczówki. Jego wzrok wbity był w kierownicę.
-Gdzie mnie wieziesz?- zapytałam
przerywając ciszę, którą w sumie już przerywał silnik.
-Do mnie do domu. Przemyję ci
nogę, obandażuję i rano odwiozę.
-Cholera! Poradzę sobie. Nikt się
mną nie przejmował, a teraz co? Zostawcie mnie w spokoju! Dobrze mi było gdy
nikt o mnie nie dbał!- nie wiem czym ten chłopak sobie zasłużył, ale musiałam
się komuś wykrzyczeć.
-Nie warto krzyczeć, jeszcze
słyszę dobrze. Chcesz to się wyżal, posłucham, ale o pół tonu ciszej.
-Eh, wnerwiasz mnie- westchnęłam
i oparłam się o fotel.
Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się
w muzykę, która leciała w radiu
włączonym przez bruneta. Uświadomiłam sobie, że dzisiaj robię wszystko nie
normalnie. Chodzę o tak późnej porze po mieście, gadam z jakimś obcym
chłopakiem i wsiadam do jego samochodu. Ale co tam? Przecież i tak mam życie do
…. Gdy otworzyłam oczy staliśmy już przed okazałym domem. Louis wysiadł
pierwszy wyciągając mnie dosłownie z samochodu. Wprowadził mnie do środka i
zamknął drzwi. Zniknął gdzieś w jakimś pomieszczeniu. Miałam okazję na
ucieczkę. Już naciskałam klamkę, ale mnie powstrzymał.
-Dotkniesz a porazi cię prądem!-
ostrzegł, a ja od razu cofnęłam rękę.
Chłopak zaśmiał się pod nosem, a
ja poczerwieniałam.
-Głupi jesteś! Ja chcę do domu!-
znowu krzyknęłam.
-Ciii- położył mi palec na
ustach, kiedy gdzieś na górze rozległ się hałas, a po chwili ktoś zbiegł po
schodach- Jasna cholera- mruknął i odwrócił się w stronę chłopców stojących za
nim.
-Niall, Harry, Liam, Zayn to
(T.I), (T.I) to moi przyjaciele. Oni idą na górę z powrotem spać, a my idziemy
opatrzeć nogę- powiedział, jednym ruchem ręki przerzucił mnie przez ramię i
zaniósł do kuchni. Posadził mnie na wysokim stołku i wyjął apteczkę z szafki.
Odwinął oderwany rękaw, zdezynfekował ranę i obandażował.
-Dzięki teraz odwieź mnie do
domu- rzuciłam zeskakując na podłogę.
-Nie, rano cię odwiozę. Chodź-
pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do jakiegoś pokoju.
Chyba była to ich sypialnia
gościnna.
-Kołysankę ci zaśpiewać czy
zaśniesz?- zapytał.
-Zasnę- wystawiłam mu język i
zdjęłam z siebie szarą bluzę.
Louis opuścił pokój
zostawiając mnie samą z myślami
No super, ale ja już ci to mówiłam. Czekam na drugą część
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuńŚwietne ;) Czekam na następną część!
OdpowiedzUsuńAhh *.* Cudowna jesteś <3
OdpowiedzUsuń