czwartek, 13 czerwca 2013

11. Louis



          Dzień w pracy jak każdy inny. Dochodziła 18. Zaraz kończyła się moja zmiana. Ulice Londynu przykrywała mała warstwa śniegu. Poszłam na zaplecze się przebrać. Ubrałam czarne rurki, czarną bokserkę. Na to narzuciłam czarny sweterek. Na nogach miałam granatowe botki. Niektórzy się mnie pytają czemu jestem ubrana na czarno. Miesiąc temu zostali pochowani moi rodzice i brat. Ktoś ich zabił. Przeprowadziłam się tu z LA. Z początku było ciężko. Nie wychodziłam z domu. Ciocia i jej syn próbowali różnych sposobów aby mnie wyciągnąć na dwór. Moja ciocia nie dała rady. Dopiero Daniel dał radę po dwóch tygodniach. Pamiętam zabrał mnie wtedy do wesołego miasteczka. Wtedy pierwszy raz od pewnego czasu zaczęłam się uśmiechać. Od tych już lepszych dwóch tygodni pracuję w kawiarni. Zaprzyjaźniłam się z Alice. Jest wspaniałą dziewczyną. Jej zawszę mogę wszystko powiedzieć. Pożegnałam się z nią i wyszłam na zewnątrz. Chłodny wiatr w zetknięciu z moją ciepłą skórą wywołał u mnie mały dreszcz. Ulice świeciły pustkami. Do domu miałam pół godziny drogi. Musiałam przejść przez jedną z wielu niebezpiecznych ulic. Szłam nerwowo się oglądając za siebie czy nikt za mną nie idzie. Jeszcze kilkanaście metrów i będę na swojej ulicy, tak powtarzałam w myślach aby dodać sobie otuchy. Jednak nie pomagało. Innej drogi tak samo bliskiej jak ta nie znałam. Nie miałam wyboru musiałam przez nią przejść. Usłyszałam za sobą jakieś kroki. Gwałtownie odwróciłam się lecz nikogo nie zobaczyłam. Poczułam jak ktoś od tyłu przykłada mi dłoń do ust. Zaczęłam się szarpać. Jednak to nic nie dawało. Zaciągnął mnie w jakąś ciemną uliczkę. Czułam jak zaczyna odpina guziki mojego płaszcza. Jednak ja nie dałam rady się ruszyć był za silny. Później skupił się na rozpinaniu mojego swetra. Wykorzystałam ten moment i kopnęłam go w jego czułe miejsce. Skulił się z bólu. Wykorzystałam to i zaczęłam uciekać. Jednak mnie dogonił. Dostałam w twarz, potem drugi raz i trzecie. Jednak zaraz przeniósł się na mój brzuch i zaczął mnie w niego bić. Nie wytrzymywałam bólu. Zaczęłam krzyczeć w nadziei że ktoś mnie usłyszy. Leżałam na ziemi. Poczułam mocne kopnięcie w brzuch. Wiedziałam już wtedy co się stało. Nikt nie wiedział że byłam w ciąży. Usłyszałam że jakiś chłopak woła do tego faceta żeby mnie zostawił i biegł w tą stronę. Ten uciekł. Nieznajomy podbiegł do mnie. Klęknął przedemną i wziął tak na ręce aby posadzić u siebie na nogach. Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe. Chłpak gadał do mnie abym nie zamykała oczu ale nie potrafiłam. W końcu opadły do końca.


                                                 ***

   Zamknęłam oczy tak szybko jak je otworzyłam. Oślepiało mnie jakieś jasne światło. Ponowiłam próbę otwarcia oczu. Światło już nie było tak ostre jak z początku. Koło łóżka na krześle siedział chłopak. Chyba ten sam co wtedy mnie uratował. Spał. Głowę miał położoną na łóżku i trzymał moją dłoń. Dopiero teraz się zorientowałam że jestem w szpitalu. Ścisnęłam mocniej dłoń chłopaka. Podniósł gwałtownie głowę.
-Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie.
-Dobrze - odpowiedziałam do niego lekko się uśmiechając. Jednak po chwil sobie przypomniałam o dziecku i oczy mi się zaszkliły. Chłopak to zauważył. Zapytał co się stało. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Nie umiałam ich powstrzymać. Brunet mnie przytulił do siebie i próbował uspokoić. Kiedy się już trochę uspokoiłam chłopak powiedział że pójdzie po lekarza.
-Poczekaj! - zawołałam kiedy złapał za klamkę.
-Coś się stało? - zapytał i podszedł do mnie
-Dziękuję. Gdyby nie ty nie wiem co by się ze mną stało.
-Nie ma za co. - powiedział i ponownie mnie przytulił. W jego ramionach odczułam poczucie takiego bezpieczeństwa. Pocałował mnie w czubek głowy i poszedł po lekarza. Kiedy przyszedł lekarz sprawdziło się to czego się spodziewałam. Poroniłam. Lekarz dał mi leki na uspokojenie. Po chwili zasnęłam. Obudziłam się i ujrzałam obok mnie siedzącego chłopaka.
-Tak w ogóle jestem Louis. - odezwał się
- [T.I] - uśmiechnęłaś się do niego.
-Wiem co się stało. Przykro mi. - powiedział ze smutkiem w oczach. Nic nie odpowiedziałam tylko się wtuliłam w niego. Siedziałam tak aż do sali nie wpadł Daniel. Na mój widok odetchnął głęboko. Poznałam chłopaków ze sobą. Dobrze się dogadywali. Porozmawialiśmy chwilę i Daniel poszedł.


                                                                  ***

Od tamtego zdarzenia minęły dwa lata. A ja od półtora roku jestem w Louisem. Wczoraj na świat przyszła nasza córeczka. To dzięki mojemu chłopakowi uwierzyłam w siebie i w to że muszę iść dalej przez życie. Za miesiąc bierzemy ślub. Wierzę w to że będziemy razem do końca swoich dni.

`Kochałam wczoraj. Kocham dzisiaj. Będę kochać jutro. Będę kochać ZAWSZE`

niedziela, 2 czerwca 2013

10.Harry

  Siedziałam  na łóżku  i przeglądałam album  ze zdjęciami. Natrafiłam na zdjęcie które zrobione było w dniu moich  siódmych urodzin.
-Życie było wtedy prostsze...-wyszeptałam.
Chciałabym cofnąć czas. Być  znów małą dziewczynką, przejmować się tym czy zdążę na wieczorynkę. 
Chciałabym choć  przez chwilę  nie myśleć o tym że w każdej chwili mogę  zniknąć z tego świata. Od kiedy  dowiedziałam się że mam tętniaka nie funkcjonuję już tak jak wcześniej.Jest mi z tym źle. Ciągłe uwagi rodzicielki- Uważaj w szkole!, Zrobisz sobie krzywdę nie wychodź z domu !- dobijają mnie. Nie jestem   już dzieckiem , wiem co jest dla mnie odpowiednie a co nie.Jestem okropną córką...
Przeszkadzam im.  I choć powtarzają mi jaka jestem dla nich ważna to czuję  się niepotrzebna.
Z rozmyśleń  wyrwały mnie wibracje telefonu.  Spojrzałam na wyświetlacz -MEGAN- na mojej twarzy  od razu pojawił się uśmiech.
-Udało się !-nie zdążyłam nic powiedzieć, a ona  zaczęła krzyczeć.
-Co Ci się udało ? spokojnie...-uspokajałam przyjaciółkę.
-Mam bilety! Rozumiesz? Jedziemy na koncert One Direction !
-Wdech, wydech kochana. Po pierwsze to Ty jedziesz, a nie ja. -oznajmiłam.
-Dlaczego ty ich tak nie lubisz ?
-Nie powiedziałam nigdy że ich nie lubię, po prostu ich nie słucham. 
-No to zaczniesz.I idziesz ze mną.
-Nie ma mowy.
-Nie rób mi tego...błagam.
-Ught... kiedy ?
- Za 3 godziny.
-No chyba sobie żartujesz. Nie zdążę !
-To nie gadaj, tylko się szykuj. Będę u Ciebie za godzinę. Pa
-Pa.
***
  I w co ja się mam ubrać ?! Gdyby mi powiedziała wcześniej... no ale to w końcu Megan.
Ruszyłam do łazienki. Po dokładnym umyciu swojego ciała, które jest przeze mnie znienawidzone, wtarłam w  skórę kokosowy balsam. Wyprostowałam włosy i owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki.
Postanowiłam że nie będę się stroić. I tak nikt nie będzie na mnie zwracał uwagi. Ale zaraz... Meg pewnie kupiła bilety vip. Pod samą sceną... no nie.
 Zajrzałam do  szafy i wyciągnęłam z niej czerwone rurki i czarną koszulkę z dużym, czerwonym sercem na środku. Jeszcze czarne trampki, kolczyki, zrobię lekki makijaż i będę gotowa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół otworzyć. Przyjaciółka zamiast się ze mną przywitać zabrała się od razu z krytykowanie mojego stroju.
-Mogłaś ubrać  coś bardziej...
-bardziej ?
-eleganckiego...
-Meg, to koncert.- popatrzyłam na dziewczynę która miała na sobie sukienkę i szpilki.

***
-Idę zobaczyć co i jak.Poczekasz?
-Poczekam, tylko Meg proszę, pospiesz się, albo nie !  nie śpiesz się bo jeszcze się zabijesz w tych szpilkachh. 
-Miło że się o mnie troszczysz.
***
Już miałam dość tych pisków. 
-Ja tu nie wytrzymam- pomyślałam.
Megan nadal nie wracała. Postanowiłam odejść parę metrów dalej. Usłyszałam szloch. Pod drzewem siedziała dziewczynka. Twarz miała schowaną w dłonie, przez co nie wiedziałam jak wygląda. Podeszłam do niej niepewnie i zapytałam dlaczego płacze. Drgnęła. Podniosła głowę do góry. Jej zielone oczy były smutne, a po czerwonych policzkach spływały łzy.  Włosy koloru ciemnego, spięte były w koka.
 Miała bardzo długie rzęsy, czego niejedna nastolatka by jej zazdrościła.
-Jak masz na imię ?
-Maybelly.

-Maybelly, śliczne imię. Powiesz mi dlaczego płaczesz ?
-Nie chcę żebyś przeze mnie przegapiła koncert.
-Spróbuję Ci pomóc. Ile masz lat ?
-Czy ty siebie słyszysz ?  Jest koncert i masz szansę tam być, to Ty wolisz pomagać jedenastolatce ?
-Tak właśnie.  Dlaczego nie idziesz na koncert ?
-Nie mam biletu, to znaczy miałam ale...
-ale?
-Dziewczyna..ukradła mi je . Tak bardzo się cieszyłam. W końcu miałam spełniać swoje marzenia,a ona...po prostu mi go zabrała.
-Skarbie... chodź tu - przytuliłam dziewczynę.
-Dziękuję, ale na prawdę idź już bo się zaczyna.
-Chodź ze mną.
-Ale po co ?
-chodź, zobaczysz.
  Ruszyłyśmy w stronę Megan. Po jej wyrazie  twarzy wywnioskowałam że jest zła.
-(T.I.) Gdzie ty byłaś ?!  Musimy iść.
-Nie. Masz wziąć ze sobą Maybally.
-Ale ja nie mogę.- Mey popatrzyła na mnie.
-Możesz.
-(T.I.) A ty ? Nie idziesz?  przecież miałyśmy być razem.
-Mey na niego bardziej zasługuje. Idzie już .
-Jesteś tego pewna?-zapytała Meg.
-Tak jestem pewna.

***

Minęła godzina, koncert nadal trwał. Przyznam... nudziło mi się. 
-Ty nie na koncercie?
-Nie, tak jakoś wyszło  że tu siedzę.
-Coś się stało ?
Spojrzałam na dziewczynę i osłupiałam.
-Boże...
-Coś ze mną nie tak ?
-Tak... To znaczy nie ! Jest ok.
-Zareagowałaś jakbym... dobra mniejsza.
-Po prostu nie mogę uwierzyć że właśnie przede mną stoisz.
-Gemma jestem.
-(T.I.)
-Robi się chłodno.
-Ja niestety muszę tu siedzieć do końca koncertu.
-Jak to ?
Opowiedziałam dziewczynie, dlaczego się tu znalazłam.
-Żałujesz ?
-Nie żałuję...
-Masz dobre serce.
Gemma zaproponowała mi że mnie zabierze do niej. Zgodziłam się choć nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Napisałam wiadomość Megan że musiałam iść.

***

 Wnętrze domu było bardzo ładnie urządzone. Gemma to bardzo miła osoba. Jej mama również. Siedziałyśmy we trzy i piłyśmy kawę.
-Musisz do nas przychodzić częściej- powiedziała mama Gemmy.
-Harry właśnie wysłał  mi wiadomość. Będą tu za 20 minut.
 -To ja może pójdę już... nie chcę przeszkadzać.-powiedziałam wstając z krzesła.
-Nigdzie nie idziesz- oznajmiła mama Gemmy i Harrego.

***

-Hej mamo! Co u was ? Gemma mówiła że ma dla mnie niespodziankę.
-Hej synku. Twoja niespodzianka siedzi w salonie.
-Mam się bać ?
-Nie... no idź idź.

Niepewnie wszedłem do salonu. Przy stole siedziała Gemma  z jakąś dziewczyną.  Rozmawiały jakby były najlepszymi przyjaciółkami, ale widzę  ją pierwszy raz.
-Gemma! Hej.
Przywitałem się z siostrą i przytuliłem ją mocno. Bo w końcu nie widzieliśmy  się dobrych parę tygodni...
-Hej Harreh. To jest (T.I.).
-Hej (T.I.)
-Hej- podałam dłoń chłopakowi, on ją uścisnął.
-Miło mi.- Harry ma bardzo ładne oczy... stałam i wpatrywałam się w niego, próbowałam zachować się jak normalna dziewczyna. Nie piszczałam, nie skakałam...
-To może chciałabyś pogadać ?
-No nie chce Ci zabierać czasu...
-Nie zabierasz...chodź.
Chłopak złapał moja rękę i prowadził schodami na piętro. Stanęliśmy przed drzwiami do jego ''byłego'' pokoju. Otworzył drzwi. Wnętrze jego pokoju było bardzo fajnie urządzone. Interesująco...
Na ścianach wisiały zdjęcia z dzieciństwa. Przykuło moja uwagę zdjęcie z lat szkolnych. ubrany w niebieski mundurek, wyglądał słodko. I ten dołeczek.. hm...
-Nie patrz na te zdjęcia !
-A to dlaczego? - odwróciłam się, nie sądziłam że stał za mną, tak blisko mnie. Prawie się z nim zderzyłam.
-A to dlatego że nie wyszedłem  na nich jakoś za specjalnie ładnie.
-te zdjęcia są słodkie. Uśmiechnij się.
-Po co ?
-No uśmiechnij się.-wskazałam palcem na jego zgłębienie w policzku-O masz tutaj dołeczka! Pokochałam twoje dołeczki.
-Nie lubię ich...
-Ught...
-A teraz ty się uśmiechnij no.
-Nigdy w życiu.
-No proszę... (T.I.) Uśmiech...w tej chwili.
-Nie umiem się uśmiechać na siłę.!
-A ten uśmiech będzie na siłę ?!
I w tym momencie musnął swoimi ustami moje. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Ty tez masz dołeczki...
-Nie lubię ich...
-Są słodkie, ty jesteś słodka, Twoje usta są słodkie...
-Dobra skończ.- wybuchłam śmiechem.
 Rozmawialiśmy dosyć długo. Poczułam ból w tyle głowy. Tętniak dał o sobie znać...
 -Harry, muszę już iść.
-Odwiozę Cię.
-Nie rób sobie kłopotu.
- Coś  się stało?
  Powiedziałam chłopakowi o tętniaku, prosiłam aby nikomu nie mówił. Może krótko go znam ale zaufałam  mu. Przejął się tym bardziej niż ja. Zaniósł mnie do auta i panikował co było według mnie w ogóle nie potrzebne.
-Spokojnie, już jedziemy do szpitala.
-Harry spokojnie. Nic mi nie będzie..ałł chyba nic . 
Gdy dojechaliśmy pod budynek, wziął mnie na ręce i zaniósł pod samą salę.
Lekarz podawał mi jakieś leki. A on stał obok mnie. Lekarz powiedział że już wszystko w normie, ale ten ból może ie pogarszać.
 -Harry jedź do domu, ja sobie poradzę, wrócę autobusem.
-(T.I.) Nie zostawię Cię samej.

                                                                    trzy lata później

Mężczyzna z dzieckiem na rękach przemierzał  uliczkami  cmentarza.
-Darcy, pamietasz mamę?
-Pamiętam tatusiu.  Brakuje mi jej...
-Mi też kochanie.
 Gdy znaleźli się we właściwym miejscu. Harry jak zwykle, czytał tabliczkę na której było wyryte ( T.I.)
-Kocham Cię-wyszeptał kładąc na grobie różę- Nikt nam Ciebie nie zastąpi...


KONIEC





Bardzo przepraszam za błędy. na pewno jest ich wiele.
Miłego dnia ;)

niedziela, 26 maja 2013

9. Harry

Z zamkniętymi powiekami opierałam głowę o ścianę pociągu. Wygodny fotel trochę mnie rozluźniał ale mało to dawało. Miałam przed sobą 4 godziny podróży z Liverpoolu do Londynu. Miałam wolne na uczelni a bardzo stęskniłam się za moim kochaniem.
Tak długo się nie widzieliśmy a ja chciałam mu zrobić niespodziankę więc nic nie mówiłam.
Gdy wysiadałam z pociągu oczywiście nikt na mnie nie czekał. Była godzina 20 i już się ściemniało . Nie miałam dużego bagażu. Po prostu większą torbę niż zawsze. Spacerem doszłam do domu mojego chłopaka. Drzwi od mieszkania były otwarte więc był. Przeszłam do salonu ale nikogo tak nie zostałam za to z sypialni dochodziły dziwne dźwięki. Bałam się najgorszego. Na drżących nogach dotarłam do drzwi pokoju naciskając delikatnie klamkę. Nie wiedziałam czy chciałam to widzieć ale ciekawość zwyciężyła. To co zobaczyłam przerosła najśmielsze moje oczekiwania. Nathan kochał się z... moją siostrą! Nie mogłam, musiałam stamtąd jak najszybciej wybiec. Trzasnęłam drzwiami od kiedyś naszej sypialni i wybiegłam z mieszkania. Jak oni mogli mnie tak zranić?!
Przecież ja i (I.T.S) jesteśmy rodziną a Nathan był ze mną przez 2 lata! Jak pomyśle co tu się działo jak mnie nie było to mnie jasna cholera bierze...
Zła do potęgi entej szłam szurając nogami w stronę bridge Town.
Może ja w ogóle zniknę z tego świata?! Wszyscy mnie ranią nikomu nie jestem potrzebna. To nie ma sensu. Stanęłam przy barierce wpatrując się w systematyczne falę rzeki.Stałam tak nie wiem ile układając sobie wszystko w głowie. Postanowiłam. Rzuciłam torbę gdzieś na bok i zaczęłam przekładać nogi przez barierkę. Stałam tak niczym Rose na Titanicu. Miałam jeszcze obiekcje ale gdy skocze wszystko się skończy. Problemy wyrzuty cierpienia moje życie.
-Nie rób tego- usłyszałam za sobą łagodny lecz męski głos- Dla dupka nie warto skakać.
Ostrożnie się odwróciłam i ujrzałam chłopaka w moim wieku. Ciemno było więc mało widziałam. Miał na sobie granatowa marynarkę i czarne spodnie a włosy były loczkowate
-Skąd wiesz że dupek?- odezwałam się-Może to nie o niego chodzi?
-Nie o niego...A zaprzeczysz? Wyglądasz na normalną dziewczynę nie masz chyba problemów w psychiką ale jeśli tak to jak tylko stamtąd zejdziesz zawioze cię w odpowiednie miejsce. Jak masz na imię ?
-(T.I).
-Więc (T.I) zejdź z tego mostu bo nie za bardzo mam ochotę na.kąpiel. jak nie dla siebie to zrób to dla mnie- wyciągnął do mnie dłoń. Spojrzałam na jego twarz potem na rękę i nie pewnie podałam swoją. Objął mnie w talii i postawił po tej odpowiedniej stronie.
-Proszę zrobiłam to co chciałeś- powiedziałam biorąc swoje rzeczy-Nie teraz to zrobię to kiedy indziej kiedy CIEBIE nie będzie.
-Chciałaś mnie urazić to ci się nie udało. Uratowalem ładnej dziewczynie cudne życie które ma się jedno. Jestem Harry- przedstawił się calujac moją dłoń.
-Skąd ty się urwales?- zapytałam patrząc na niego uważnie a po chwili wybuchnelismy śmiechem.
-Fajnie że osiągnąłeś jakiś cel w życiu ale już możesz mnie zostawić.
-(T.I) dlaczego chciałaś skoczyć?- zapytał zatrzymując mnie bo zamierzałam do ławki.
-Uznałam że nie jestem nikomu potrzebna. Moja siostra sypia z moim ... już byłym chłopakiem więc kto się przyjmuje moimi uczuciami- wyruszyłam obojętnie ramionami.
-Ja się przejmuje- odparł.
Spojrzałam na niego potem w oczy chłopaka i chyba w.nich zatonęłam. Były piękne. Zielone takie szczęśliwe.
-Jak się przejmujesz? Nie...nie znasz mnie- wydukalam czując się jak w transie.
-Właśnie poznaję i miło mi.
Chodź wiesz co jest późno wezmę się do mnie- to zdanie od razu mnie wyrwało ze wszystkiego.
-Ale ja nie mogę- odpowiedziałam drżącym głosem.
-Ej mała spokojnie. Nic ci.nie zrobię. Nie po to ci tłumaczyłem egzystencje z życia przed chwilą. Nie mbój się- wziął mnie za rękę i delikatnie pociągnął za sobą . Nie wiem nawet kiedy znalazłam się w samochodzie chłopaka. Czułam się trochę skrępowana w końcu go nie znałam.
-Ale wiesz... nie musisz mi pomagać.
-Nie muszę. Masz rację ale z przyjemnością to zrobię.
On naprawdę ma teksty jak nie z tej epoki. Jest strasznie szarmancki i przystojny a do tego uprzejmy. Podobał mi się .
-A to taka bajka- uśmiechnęła się nasza 13-letnia córeczka.
-No taka- odpowiedziałam jej.
-Tak poznałem twoją mamę szkrabie- Harry musnął wargami mój policzek.
-Moją też- do salonu wszedł Fabian. Chłopak miał 15 lat i był naszym pierwszym dzieckiem. Od momentu kiedy Harry mnie uratował zaczęliśmy się przyjaźnić. Rok później na tym samym moście wyznał mi miłość. Mimo tego że oboje broniliśmy się przed tym uczuciem w końcu ulegliśmy. Teraz tego nie żałuję i cieszę się szczęściem rodziny którą tworzymy
~~~*~~~~
Cześć! Dawno nie dodawałam tu imaginów. Przepraszam nie miałam czasu. Miło by było gdybyście komentowali. Z góry dziękuję :*
Skyfallgirl

poniedziałek, 20 maja 2013

8.Nialler


 Hej! Na początek chciałam się zapytać czy czytacie moje imaginy? Mam nadzieję, że chociaż czyta je kilka osób...ale proszę zostawcie po sobie jakiś ślad.

A teraz taki o Horanek z... koszem na głowie O.o
http://25.media.tumblr.com/b8d591c761ab07042b67a78121a456eb/tumblr_mmprz9aFYS1spyglgo4_250.gif

--------------------------------------->

      Siedziałam na parapecie w pokoju. Patrzyłam jak ludzie idą chodnikiem i cieszą się tym pogodnym słonecznym dniem. Dla mnie ten dzień zdawał się być szary, bez życia. Wczoraj zostali pochowani moi rodzice. Ktoś w samochodzie mojego ojca którym jechali przeciął przewód hamulcowy. Mój brat Louis bojąc się o mnie kazał też sprawdzić mój samochód. Jak się okazało w nim też ktoś coś namieszał. Teraz mieszkam u Louis'a. Bałam się sama mieszkać w tak wielkim domu. Jednak przed moim bratem tego nie ukryłam. Teraz nie wychodzię z domu bez ochroniarzy. Moim zdaniem Louis przesadza ale nic nie poradzię nad jego nadopiekuńczość. Kiedy jego nie było w domu przychodziła El. Bardzo ją lubiłam. Od samego początku się dogadywałyśmy. Jednak kiedy ona nie mogła ze mną zostać albo któryś z chłopaków przyjeżdżał (najczęściej był to Niall) albo mój brat zawodził mnie do nich. Zamyśliłam się i nawet nie wiedziałam kiedy wszedł do pokoju. Podszedł do mnie i przytulił. Wtuliłam się się w niego i zaczęłam płakać. Wziął mnie na ręce i poszedł w stronę łóżka. Usiadł na nim i mocniej mnie do siebie przytulił próbując uspokoić. Czułam że zaczęłam zasypiać. Czułam jeszcze jak odkłada mnie na łóżko.

                                                     ***

Obudziłam się sama w pokoju. Powoli wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na podjeździe zobaczyłam samochód Nialla. Mały uśmiech wkradł się na moje usta. Pierwszy raz od tych kilku dni się uśmiechnęłam. Zeszłam po cichu na dół. Blondyn siedział w salonie i zajadał się żelkami. Podeszłam do kanapy.
-Buu! - Nialler aż zakrztusił się żelkiem. Zaczęłam go klepać po plecach i się śmiać.
-Chcesz mnie zabić. - zapytał się śmiejąc się.
-Emm tak. - i znowu wybuchnęłam śmiechem.
-Fajnie, że się uśmiechasz a teraz jeszcze bardziej się uśmiejesz. - Powiedział to i zaczął mnie ganiać po całym salonie. Później pobiegliśmy na górę i tam się ganialiśmy z 15 minut. Usłyszałam, że drzwi się otwierają i że Louis woła że już jest. Zaczęłam zbiegać na dół a Niall za mną. Wbiegłam na korytarz i schowałam się za brata. Zaraz za mną zbieg blondyn. Powiedział do Louisa `siemka` wyminą go wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Położył na kanapie i zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się i krzyczałam na niego jednocześnie. Natomiast mój braciszek zamiast mi pomóc śmiał się razem z Eleanor. Nagle usłyszałam, że telefon blondyna dzwoni. Sięgnął do kieszeni i odebrał. Wypuściłam powietrze ze świstem. Miałam nadzieję że już nie powróci do łaskotania mnie. Zakończył rozmowę i wsadził telefon z powrotem do kieszeni spodni.
-I co ja z tobą dalej zrobię? - patrzył na mnie że mi aż się słabo zrobiło. Szczerze mówiąc podobał mi się i to bardzo ale tym się z nikim nie podzieliłam. Nawet z moją najlepszą przyjaciółką Sylvią.
-Tylko nie to. - powiedziałam pod nosem i popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
-Dobra dzisiaj ci ujdzie. Ale zobaczysz jak wpadnę następnym razem będzie gorzej.
-Nie no... Louis jeżdżę wszędzie z Tobą. Błagam nie zostawiaj mnie z nim. Patrzyłam błagalnie na brata.
Ten jedynie wybuchł śmiechem jak reszta.
-Nie ma to jak mieć kochanego braciszka. - Powiedziałaś a El walnęłam Louisa w ramię.
-Ała? co? aa spoko.. że cię z nim zostawię - powiedział znowu się śmiejąc. Rzuciłaś w niego poduszką. Prosto w twarz.
-Oj Niall coś mi się zdaje że będę miała przerąbane. - Powiedziałam w czasie kiedy Louis wstawał. Schowałam się za Niallera i patrzyłam co robi Louis. Poszedł na górę. Po chwil zszedł z czymś w rękach. jak się okazało to była bluza którą od niego dostałam. Wiedział że bardzo ją lubię. I chyba chciał to w jakiś sposób wykorzystać.
-Nie! Tylko nie ta bluza. Błagam nooo! - Poszedł i po chwili wrócił z bluzką która też lubiłam. -Nie!
-Ejj! No kurde co ty całą szafę cichów swoich lubisz? - zapytał
-Tak.
-Dobra kupisz se drugą. - powiedział po czym z kuchni i wziął coś co było ciężko sprać. Pobiegłam do niego do pokoju i zaczęłam szukać czegoś co lubi. Nie znalazłam nic. Po chwili sobie przypomniałam. Zbiegłam na dół i pokierowałam się do kuchni. Był w niej Louis. Uśmiechnięty z zemsty. Otworzyłam lodówkę. Wzrokiem odszukałam kilka marchewek wzięłam je w ręce i wyrzuciłam do kosza.
-Zwariowałaś?! Moje marchewki. - zaczął na mnie wrzeszczeć. Ja się z niego śmiałam.
-Kupisz se. - uśmiechnęłam się do niego. Mściliśmy się tak na sobie cały dzień. Niall i Eleanor siedzieli w salonie i miel z nas niezły ubaw. Wyszło na to że Louis odkupuje mi połowę cichów których mnie pozbawił. Ja za to musiałam mu codziennie kupować marchewki. Wieczorem udałam się do salonu gdzie siedział Niall, El i Louis. Usiadłam koło blondyna i oparłam głowę o jego ramię. Przytulił mnie bardziej do siebie i tak trwaliśmy w takim uścisku. Zapatrzyłam się w zdjęcie moje z chłopakami które stało na kominku. Nie zauważyłam kiedy El i Lou wymknęli się z salonu. Niall zaczął coś mówić. Po chwili powiedział że mnie kocha. Po moim policzku popłynęła łza. Ze szczęścia oczywiście. Wdrapałam się na jego kolana i pocałowałam. On pogłębił ten pocałunek. Byłam szczęśliwa że znalazłam kogoś kto odwzajemnia moje uczucia i czuję się przy nim bezpieczna.



`Gwiazdy nauczyły mnie marzyć, deszcz nauczył mnie szlochać, a Ty nauczyłeś mnie kochać`

------------------------------>

Przepraszam za błędy które pewnie się znajdują w imaginie.

                                                                                    //мαℓιкσωα! <3
                                               

niedziela, 12 maja 2013

7.Harry

    Cztery ściany... to one towarzyszyły mi od dnia w którym mój świat uległ w gruzach. Śmierć najbliższej mi osoby, mojej mamy  spowodowała że stałam się inną osobą. Dotychczas dziewczyna z marzeniami, stała się dziewczyną bez celu.
      Wyjrzałam przez okno, ciemność... Spacer w nocy to najlepsze rozwiązanie aby choć przez chwilę zapomnieć... Ubrałam kurtkę i wyszłam na dwór. Szłam ulicami, jesienny podmuch wiatru rozwiewał moje długie, brązowe , lekko pofalowane włosy. Usiadłam na jednej z ławek.Wspomnienia... mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Tak bardzo bym chciała, aby była teraz przy mnie.Nie ma jej w chwilach kiedy jest mi najbardziej potrzebna.Nie mam nikogo...
-Czy coś się stało?- zapytał przechodni. W odpowiedzi pokiwałam tylko przecząco głową.
-To czemu płaczesz ?- pytał dociekliwie.
-Nic, po prostu... a tak w ogóle, co cię to obchodzi...-popatrzyłam, na niego i ujrzałam chłopaka z lokami, światło latarni oświetlało jego  twarz przez co mogłam zobaczyć jego zielone, oczy. 
-Nie lubię widoku płaczącej dziewczyny. Szkoda mi Cię...-powiedział, siadając obok mnie.
-To niech nie będzie Ci szkoda, nie chce litości... chcę być sama... byłam sama przez siedem miesięcy, teraz też dam radę... zostaw mnie samą.
-Daj sobie pomóc.
-Nie potrzebuję pomocy, odejdź...
-Jak masz na imię?
-Uważam że moje imię do niczego Ci nie potrzebne.
-Potrzebne...
-NIE
-Alex... ładne imię. - uśmiechnął się do mnie.
-Skąd wiesz?
-Bransoletka, masz wyszyte swoje imię na bransoletce.
-A no tak, dostałam tą bransoletkę od mamy.
-Ładna, tak jak jej właścicielka .
-Nie jestem ładna.
-Masz rację, jesteś śliczna
-Czy ty możesz przestać?
-A co ja robię ?
-Tak dziwnie ze mną rozmawiasz.
-Dziwnie?
-Gdy rozmawiamy nie czuję już tak bardzo smutku...
-To chyba dobrze...
-Skoro ty już wiesz jak ja mam na imię, t...
-Harrry, mam na imię Harry, i właśnie teraz zapraszam Cię na gorącą czekoladę.
-Nie wzięłam pieniędzy z domu, no i nie znam Cię...
-Ja zapraszam, ja płacę no i przy okazji się poznamy...
-No dobra... ale pod warunkiem że potem odprowadzisz mnie do domu, po 23:00 kręcą się tu zboczeńcy i wiesz..
-Przy mnie nic Ci się nie stanie...
-Nie jesteś tego pewny...
-Jestem, chodź.
Złapał moją dłoń i ruszyliśmy w stronę kawiarni. Harry otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą.
W pomieszczeniu było jasno, ściany w kolorze pudrowego różu, niebieskie zasłony. Panował tu spokój, może dlatego że byliśmy tylko my. No tak... jest 22:45, wszyscy są już w swoich domach po męczącej pracy. Zamówiliśmy dwie gorące czekolady , i usiedliśmy przy  stoliku. Po chwili otrzymaliśmy zamówienie.
-To jak ?
-co jak?
-powiesz mi co się stało ?
-Harry, wybacz... ale to dla mnie nie takie proste jak ci się wydaje.
-Okej, rozumiem...
-Co ty robiłeś o tej porze w parku?
-Uwielbiam spacerować, wieczorami.
-No tez tak mam...wiesz muszę się już zbierać-powiedziałam wstając z krzesła.
-Odprowadzę Cię.
-Nie.. nie trzeba.
-Ale na początku mówiłaś że to warunek.
-Ale-poradzę sobie, idź lepiej do domu.
-Okej...to do zobaczenia.
-Pa- pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam. Szłam ulicą prowadzącą do domu, poczułam mocna szarpnięcie, po chwili zostałam przygnieciona przez czyjeś ciało do muru...Chciałam krzyknąć, ale uniemożliwiła mi to ręka jakiegoś mężczyzny.
-Nie krzycz skarbie to nie będzie aż tak bardzo bolało. Rozumiesz?!- popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem aby  mnie zostawił w spokoju, modliłam się w duchu  aby nie zrobił mi krzywdy.
Ściągnął moją kurtkę, nie próbowałam uciekać, wiedziałam że nie mam z nim szans, mógłby mnie dogonić i zrobić coś gorszego.Zaczął całować moją szyję, a ja czułam z każdym jego ruchem obrzydzenie i wstręt.
-Zostaw ją !- usłyszałam w oddali krzyk Harrego. Mężczyzna nie wiedział co zrobić, uderzył mnie z całej siły w brzuch i uciekł. Upadłam... przed oczami widziałam tylko ciemność.

    Pierwszy widok jaki zobaczyłam po otwarciu oczu, białe ściany, okno zasłonięte białą roletą.
 Przy moim łóżku siedział Harry, miał twarz schowaną w dłonie. Chłopak siedział blisko mnie, bez problemu pogładziła go po loczkach. Wzdrygnął...
-Alex...czekaj, nie ruszaj się... - wybiegł z sali. Po chwili do sali w której leżałam. pojawili ie dwaj lekarze, opowiedzieli mi wszystko po kolej, dowiedziałam się, że mogę dziś wyjść ze szpitala, ale ktoś musi się mną zająć.
-Za chwilkę przyjdzie do pani pielęgniarka...- po tych słowach wyszli z sali.
Przymknęłam oczy, i nie wiedziałam co miałam dalej robić. Zostałam z tym wszystkim sama...
-Przyniosłem Ci wodę...
-Dziękuje Harry, dziękuję że mi pomogłeś...
-Ja chcę Ci już pomagać do końca życia.
-Harry... ale ja zostałam sama, lekarze powiedzieli że mogę dziś wyjść pod warunkiem że ktoś ze mną będzie.
-Jestem przy Tobie i zawszę  będę...obiecuję
-Ale...
-Jeśli nie chcesz.. rozumiem, ale ja Cie teraz nie zostawię...
-Dziękuję Ci 
- To ja Ci dziękuję...
-Za co ?
-Za to że jesteś...


środa, 8 maja 2013

6. Liam

      Nigdy nie myślałaś, że twój przyjazd do Londynu tak zmieni twoje życie.  Zaczęło się tak, że się dowiedziałaś, że zostałaś adoptowana. Wtedy wyjechałaś z Polski. Po miesiącu postanowiłaś odezwać się do swojej przybranej rodziny. Przyjechali do Londynu bo chcieli ci kogoś przedstawić. Ludzie którzy przyszli razem z nimi byli twoimi biologicznymi rodzicami a twoim bratem był Zayn. Tak Zayn Malik. Postanowiliście bliżej się poznać. Zayn postanowił przedstawić Ci resztę przyjaciół z zespołu. Spodobał ci się Harry. Zaprzyjaźniłaś się ze wszystkimi. Z Loczkiem miałaś wiele wspólnego. Pewnego dnia zaprosił Cię do kina. Zgodziłaś się bez wahania. Po filmie poszliście do parku. Teraz jesteście już razem rok. Zayn nie był z tego powodu zadowolony bo nie wierzył, że Harry się zmienił. Ty mu jednak wierzyłaś i to był błąd. Mieszkaliście u Ciebie. Pewnego dnia wracałaś do domu z uczelni i zauważyłaś, że w waszej sypialni pali się światło. Zdziwiło Cię to, że był tak wcześnie w domu. Weszłaś do mieszkania rozebrałaś się i poszłaś na górę. To co zobaczyłaś przeraziło Cię. Harry całował się z jakąś laską i leżeli w waszym łóżku przykryci kołdrą. Zamknęłaś drzwi od waszej sypialni z hukiem. Zbiegłaś po schodach na dół i zaczęłaś zrzucać wszystkie rami z waszymi zdjęciami które były w salonie. Zaraz do salonu przybiegł Harry i złapał Cię za nadgarstki trochę za mocno.
-Puść mnie. Kur*a to boli. Puszczaj mnie. - Zaczęłaś się szarpać.
-To nie tak jak myślisz. - zaczął tłumaczyć się.
-A jak? Zaciągnęła mnie do łóżka a ja nie myślałam mimo że byłem trzeźwy? - zaczęłam się na niego drzeć. Podeszłam do komody na której stały różne szklane figurki i jeszcze zdjęcia. Zrzuciłam wszystko. Następna półka to samo. Można powiedzieć że zdemolowałam cały pokój. Harry stał na środku i nie wiedział co powiedzieć. - Koniec z nami! - krzyknęłam i pobiegłam na górę do sypialni. Harry zaraz za mną.
-Pięć minut i cię tu nie ma. - wrzasnęłam do tej zdziry. - A ty masz dwie godziny żeby się spakować i wyprowadzić się. Nie obchodzi mnie to gdzie pójdziesz. Możesz sobie iść do tej szmaty. Gdzie kolwiek ale dwie godziny i Ciebie tu nie ma.


                                                                   ***

Ponad pięć minut przed czasem Harry zszedł z góry z walizką i torbą. Spojrzał w moją stronę smutnym wzrokiem. Widziałam że płakał bo miał zaczerwienione oczy i dalej miał łzy w oczach. Postał chwilę i wyszedł. Odszedł na zawszę. Teraz wiedziałam że Zayn miał rację ale ja głupia mu nie wierzyłam. Po niecałej godzinie do domu wpadł Zayn z Liam'em. Pewnie już dobrze wiedzieli co się stało. Kiedy zobaczyli stan salonu aż szczęki im opadły. Chyba Zayn jeszcze nie wiedział do czego byłam zdolna.
-Boże co tu się stało? - zapytał Liam z miną typu `O.o`
-Kłótnia była. Harry się nie pożalił? - zapytałam ale nadal patrzyłam się w ścianę.
-Mówił. Ale nie spodziewałam się że aż tak wyglądała wasz kłótnia. - powiedział spokojnie mój brat.
-Raczej on stał na środku salonu i patrzył jak demoluję pokój. - powiedziałam ze łzami w oczach. Przypomniało mi się że jeszcze w sypialni mamy wspólne zdjęcia i trochę rzeczy od niego. Pobiegła tam i zaczęłam zrzucać wszystko na podłogę. Zaraz do pokoju wpadli Zayn z Liam'em. Liam mnie mocno do siebie przycisną a ja się do niego przytuliłam i zaczęłam płakać. Podszedł do łóżka i usiadł na nim a mnie posadził sobie na kolanach i uspokajał. W tym czasie mój brat poszedł ogarnąć trochę salon. Zasnęłam. Czułam jak odkłada mnie na łóżko. Obudziłam się dopiero rano. W łazience zrobiłam to co miałam zrobić, przebrałam się i zeszłam na dół. W kuchni zastałam Liam'a robiącego coś przy kuchence.
-Cześć. - przywitałam się z nim.
-Hej.- Podszedł do mnie i mnie czule przytulił. Wtuliłam się w niego i tak staliśmy.
-Siadaj. - pokazał na krzesło i zaraz postawił przedemną talerz ze śniadaniem.
-Dzięki. - uśmiechnęłam się do niego. -Gdzie Zayn? - zapytałam bo nigdzie nie było mojego brata.
-Poszedł do domu bo musiał coś załatwić.
-Aha.
Siedzieliśmy tak do południa. Potem Liam poszedł a mi się przypomniała cała sytuacja z wczoraj. Nie wytrzymałam. Pobiegłam do łazienki. Pogrzebałam trochę w szafkach i znalazłam to co chciałam.
`Jedna żyłka, jedna kreska i tak dalej` Obecałam dla Zayn'a że przestanę ale nie potrafię. Zaczął dzwonić mój telefon ale nawet nie miałam siły go wyciągnąć z kieszeni spodni. Po kilku minutach przestał ktoś się dobijać lecz po kilku minutach usłyszałaś jak drzwi wejściowe się otwierają. Usłyszałaś jak ktoś lecz ty już byłaś na pół nieprzytomna. Nagle ktoś szedł do łazienki. Chyba to był Liam. Zaczął wołać Zayn'a a do Ciebie mówił abyś nie zamykała oczu. Zayn gdy zobaczył Cię od razu kazał Cię Liam;owi wziąść do samochodu i pojechaliście do szpitala a przynajmniej tak sądziłaś. Liam ciągle nie pozwalał Ci zamknąć oczu wale jednak nie udało ci się to. Widziałaś już tylko ciemność.


                                                          ***

 Obudziłaś się w białej sali. Nikogo w niej nie było. Odwróciłaś głowę w stronę drzwi. Przy nich była szyba widziałaś że cała piątka tam siedziała i czekała aż się chyba obudzisz. Nagle Louis zobaczył że patrzysz w ich stronę. Po chwili do sali wszedł lekarz. Zbadał Cię, zapytał jak się czujesz. Skłamałaś że dobrze. Po wyjściu lekarza do sali wszedł twój brat. Widziałaś że miał łzy w oczach. Zaczął Cię się wypytywać czemu to zrobiłaś. Ty się w niego wtuliłaś i rozpłakałaś. Na drugi dzień wyszłaś ze szpitala. Liam nie opuszczał Cię na krok. Pewnego dnia rozmyślałaś i zauważyłaś że zaczęłaś coś do niego czuć. Więcej niż przyjaźni. Twoje rozmyślania przerwał on. Podszedł do Ciebie i zaczął mówić.
-[T.I] jesteś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Uświadomiłem to sobie gdy znalazłem Cię w tej łazience. Kocham Cię. - powiedział drżącym głosem.
-Ja Ciebie też odpowiedziałaś. Liam złączył wasze usta w pocałunku.

Jesteście ze sobą już 4 lata. Dwa lata temu wzięliście ślub kiedy dowiedzieliście się że na śwait przyjdzie wasze pierwsze dziecko. Teraz macie dwójkę dzieci. 2 letniego Oliviera i roczną Olivię. A teraz w drodze na świat jest wasze trzecie dziecko. Wiedziałaś że Liam jest tym jedynym i że nie zrobi ci tego co Harry.

-------------------------------->

Przepraszam że tak dawno nie było ale nie miałam pomysłu. Za błędy przepraszam i za to że taki krótki. Życzę miłego czytania ; )

poniedziałek, 6 maja 2013

5. Louis cz. 3



-Ja ce do taty!- mały Tommy wierzgał nogami w łóżeczku, kiedy próbowałam go uśpić.
-Ale tatusia nie ma, jest w pracy- odpowiedziałam na skraju rozpaczy.
Codziennie powtarzała się ta sama historia. Od miesiąca, kiedy mój mąż wyjechał nie mogłam uspokoić syna. W dzień jak w dzień miał jakieś zajęcie. Bawił się, rysował, oglądał bajki, ale wieczorem, kiedy Louis zawsze śpiewał mu na dobranoc, a teraz go nie było, dział się istny koszmar. Nie chciałam, aby Tommy płakał i się smucił, ja też cierpiałam. Oboje tęskniliśmy do Lou.
-Mamusiu, pliose zadzwoń do taty- spojrzał na mnie oczkami pełnymi łez.
-Eh…jeśli nie ma koncertów to odbierze. Zaraz zadzwonię- odparłam sięgając po komórkę.
Mocne kopnięcie w brzuch od środka uniemożliwiło mi ruch. Powoli wyprostowałam się i rozmasowałam obolałe miejsce.
-O nie, ty sobie jeszcze z miesiąc poczekasz- mruknęłam mając na myśl nasze drugie dziecko, które nosiłam pod serce już 8 pięknych miesięcy. Nabrałam powietrza i wypuściłam je ze świstem.
Wybrałam numer do ukochanego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi sygnał, za trzecim odebrał.
-Halo? (T.I) co się stało?- zapytał na starcie.
-Ta, nie mogę uspokoić syna!- krzyknęłam wkurzona. Prawdopodobnie to hormony.
-Ej, temat krzyczenia już przerabialiśmy, a co do naszego syna to poczekaj za 10 minut będzie spał.
-Louis, właśnie oto chodzi, że nie będzie. Będzie płakał pół nocy, a potem padnie ze zmęczenia, ale jutro będzie ta sama śpiewka i tak jeszcze miesiąc- powiedziałam bezradnie.
-Kochanie, wdech wydech, zaraz zaśnie. Obiecuję ci.
-Nie obiecuj, tylko tu przyjedź!- pociągnęłam nosem i wytarłam łzę.
-Dla ciebie wszystko- gdzieś za mną rozległ się dobrze znany mi głos.
Powoli odwróciłam się i ujrzałam nikogo innego jak Louis'a. Chciałam rzucić mu się na szyję, ale nie miałam takiej możliwości. Podszedł do mnie i podnosząc mój podbródek palcami pocałował.
-Najpierw uśpię nam syna- szepnął mi do ucha na co pokiwałam głową- Kto do ciebie przyjechał?- zwrócił się do 4-latka.
-Tatuś!- wykrzyknął malec stając w łóżeczku.
Zostawiłam ich samych i udałam się do naszej sypialni kładąc na łóżku. Plecy bolały mnie nie miłosiernie. Boże jak ja się cieszyłam, że to nie są bliźnięta. Była taka możliwość ze względu na powiązania genetyczne w rodzinie louis’a, ale jednak nie. Ciekawe, że jesteśmy rodziną? Też się nad tym zastanawiam. Wtedy w parku nie wierzyłam, że w ogóle ktoś się mną zainteresuję, a tutaj taka niespodzianka. Nie raz jeszcze się zdarzało, że krzyknęłam, a chłopak mnie uciszał, ale często obracaliśmy to w żart. Nie myślałam, że go pokocham, ale tak się stało i teraz uważam, że na niego nie zasługuję. Jak on ze mną wytrzymuję tego nie wiem??
-Już jestem- usłyszałam szept bruneta, więc momentalnie oderwałam się od moich rozmyśleń.
-Jak to się stało, że przyjechałeś?- zapytałam wtulając się w ramiona męża.
-Ekhem… użyłem swojej dyplomacji- zaśmiał się cmokając mnie w czoło- Chłopcy też chcieli wracać do swoich rodzin, więc ten ostatni miesiąc został wykreślony z trasy.
-Aaa… super- uśmiechnęłam się całkowicie szczęśliwa.
-No super, super, bo już dawno ktoś na mnie nie krzyczał- skomentował po czym dostał po głowie- Dobra żartowałem, a co z naszym maleństwem?
-Kopię…strasznie kopię- skrzywiłam się lekko.
-Bo to będzie chłopak.
-Nie, to będzie dziewczynka- upierałam się przy swoim.
-Jasne, jasne. Dobra królewno idziemy spać- jeszcze raz mnie pocałował. Czułam, że chce przez pocałunek powiedzieć jak bardzo mnie pragnie. Oderwałam się od Lou i przykryta kołdrą zasnęłam.
Obudziłam się ciężko oddychając. Rozejrzałam się po pokoju nikogo nie było. Dotknęłam swojego brzucha, był taki jak zwykle.
-To był sen (T.I), to był sen- powtarzałam kierując się do łazienki.
Spojrzałam w lustro i o mało zawału nie dostałam. Wyglądałam jakby piorun we mnie strzelił. Obmyłam twarz zimną wodą i wróciłam do sypialni, aby się w coś ubrać.  Ponieważ było ciepło zdecydowałam się na kolorową sukienkę. Splotłam  długie, gęste włosy w warkocza i wesoły krokiem ruszyłam do kuchni, aby przygotować sobie jakieś śniadanie.
Siedziałam na stołku przy wyspie sącząc gorącą herbatę i przeglądałam gazetę, kiedy zadzwonił telefon. Niechętnie poderwałam się z miejsca i ruszyłam do salonu, gdzie na kanapie znalazłam komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz wybuchając głośnym śmiechem. Na ekranie widniał napis–Tylko nie krzycz
-. Eh- westchnęłam i odebrałam połączenie.
-Czego grzecznie pytam?- zaśmiałam się do słuchawki.
-Nie robisz dzisiaj nic? Fajnie, to teraz mi otwórz- na starcie mnie przywitał szybkimi słowami.
Zaskoczona tym co do mnie powiedział z telefonem przy uchu pobiegłam do przed pokoju. Otworzyłam szeroko drzwi i ujrzałam Louis’a, którego uśmiech powalił mnie z nóg.
-Cześć piękna istoto- przekroczył próg i cmoknął mnie w policzek.
-No cześć, co ty tu robisz?- zapytałam prowadząc go do kuchni.
-Aaa kochana zabieram cię na spacer.
-Ale ja nie zbyt mogę chodzić.
-To cię będę nieść co za problem- prychnął.
-Ale..
-Ale zamknij już ryjek- jego mina nie odmawiała sprzeciwu, a mi się wcale nie chciało z nim kłócić.
-Poczekaj tu, idę zmienić opatrunek- wskazałam na nogę i udałam się od łazienki.
Kiedy wróciłam Lou chował za plecy gazetę, którą rano próbowałam przeczytać.
-Co robisz?- zapytałam patrząc na niego jak na idiotę.
-A nic. Czytałaś ją?
-No tylko kilka stron. Możesz mi ją oddać?- wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka.
-A możesz jednak nie? – posłał mi błagalne spojrzenie. Byłam nieugięta- Dobra masz, strona 10.
Przeleciałam szybko kartki, na trafiając na tą odpowiednią. Dolna warga poszła w dół, a oczy poszerzyły się maksymalnie. To na co patrzyłam było zdjęciem mnie i Louis’a, kiedy ten mnie niesie. Zostaliśmy okrzyknięci nowa parą.
-Odkręcisz to- rzuciłam lekko wkurzona.
-Zrobię co mo…- przerwałam mu.
-Odkręcisz.
-No, chodźmy już- uśmiechnął się i  ciągnąc mnie za sobą wyszliśmy z domu. Całe szczęście, że zdążyłam zamknąć chociaż drzwi. Lou niespodziewanie posadził mnie na swoich plecach i tak przemierzaliśmy Londyn. Nie raz go zwiedzałam, ale z nim to było co innego. Cały czas się wygłupiał, robił nam zdjęcia, rozśmieszał mnie. Zdałam sobie sprawę, że chciałbym być jego przyjaciółką. Mieć go na co dzień. Z nim czas leciał bardzo szybko i przyjemnie.
-To teraz idziemy na obiad- zakomunikował.
-Ale louis, ja nie mogę…- oczywiście mnie uciszył.
-Możesz, musisz i jesteś przecież moją dziewczyną- zaśmiał się czego nie można było nie odwzajemnić. Szturchnęłam go lekko w ramię i zeszłam z pleców chłopaka. Delikatnie kuśtykając razem z nim dotarłam do małej knajpki. Zamówiliśmy obiad i przysiedliśmy do jednego ze stołów.
-Lubisz mnie?- zapytał tak nagle.
-No wiesz znamy się dwa dni i w ogóle….lubię- uśmiechnęłam się do bruneta.
-Też cię lubię. Jesteś wyjątkowa, inna- mrugnął do mnie. Poczułam, że czerwień zalewa moje policzki. On mnie nadzwyczajnie w świecie onieśmielał. Co za człowiek…
~2 godziny później~
Siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu oglądając Marley i Ja. Objęta ramieniem Louis’a, płakałam mu w koszulkę. Smutny film dobiegł końca, a ja nadal siedziałam wtulona w bruneta.
-Jest dobrze, puścimy od początku i piesek będzie żył- szeptał głaszcząc mnie po włosach. Przecież to normalne, że dorosła dziewczyna przeżywa filmową śmierć.
-Lou, nie idź sobie…- czy ja mu właśnie zaproponowałam, żeby u mnie spał? No, ale w sumie to ja już u niego spałam.
-(T.I) jesteś pewna, że mam z tobą zostać?- spytał dość poważnie, ale wiedziałam, że udawał.
-Tak, idioto- poczochrałam mu włosy i ucałowałam w policzek.
Czy ja się właśnie zaprzyjaźniłam? I to z chłopakiem, którego pragną dziewczyny na całym świecie. Ja. Osoba, na którą nikt nie zwracał uwagi. Nieśmiała, nie lubiąca być w centrum zainteresowania jestem koleżanką Louis’a Tomlison’a? 
~~~~*~~~~~~
TO była ostatnia części...także tego... z Kim next?