poniedziałek, 6 maja 2013

5. Louis cz. 3



-Ja ce do taty!- mały Tommy wierzgał nogami w łóżeczku, kiedy próbowałam go uśpić.
-Ale tatusia nie ma, jest w pracy- odpowiedziałam na skraju rozpaczy.
Codziennie powtarzała się ta sama historia. Od miesiąca, kiedy mój mąż wyjechał nie mogłam uspokoić syna. W dzień jak w dzień miał jakieś zajęcie. Bawił się, rysował, oglądał bajki, ale wieczorem, kiedy Louis zawsze śpiewał mu na dobranoc, a teraz go nie było, dział się istny koszmar. Nie chciałam, aby Tommy płakał i się smucił, ja też cierpiałam. Oboje tęskniliśmy do Lou.
-Mamusiu, pliose zadzwoń do taty- spojrzał na mnie oczkami pełnymi łez.
-Eh…jeśli nie ma koncertów to odbierze. Zaraz zadzwonię- odparłam sięgając po komórkę.
Mocne kopnięcie w brzuch od środka uniemożliwiło mi ruch. Powoli wyprostowałam się i rozmasowałam obolałe miejsce.
-O nie, ty sobie jeszcze z miesiąc poczekasz- mruknęłam mając na myśl nasze drugie dziecko, które nosiłam pod serce już 8 pięknych miesięcy. Nabrałam powietrza i wypuściłam je ze świstem.
Wybrałam numer do ukochanego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi sygnał, za trzecim odebrał.
-Halo? (T.I) co się stało?- zapytał na starcie.
-Ta, nie mogę uspokoić syna!- krzyknęłam wkurzona. Prawdopodobnie to hormony.
-Ej, temat krzyczenia już przerabialiśmy, a co do naszego syna to poczekaj za 10 minut będzie spał.
-Louis, właśnie oto chodzi, że nie będzie. Będzie płakał pół nocy, a potem padnie ze zmęczenia, ale jutro będzie ta sama śpiewka i tak jeszcze miesiąc- powiedziałam bezradnie.
-Kochanie, wdech wydech, zaraz zaśnie. Obiecuję ci.
-Nie obiecuj, tylko tu przyjedź!- pociągnęłam nosem i wytarłam łzę.
-Dla ciebie wszystko- gdzieś za mną rozległ się dobrze znany mi głos.
Powoli odwróciłam się i ujrzałam nikogo innego jak Louis'a. Chciałam rzucić mu się na szyję, ale nie miałam takiej możliwości. Podszedł do mnie i podnosząc mój podbródek palcami pocałował.
-Najpierw uśpię nam syna- szepnął mi do ucha na co pokiwałam głową- Kto do ciebie przyjechał?- zwrócił się do 4-latka.
-Tatuś!- wykrzyknął malec stając w łóżeczku.
Zostawiłam ich samych i udałam się do naszej sypialni kładąc na łóżku. Plecy bolały mnie nie miłosiernie. Boże jak ja się cieszyłam, że to nie są bliźnięta. Była taka możliwość ze względu na powiązania genetyczne w rodzinie louis’a, ale jednak nie. Ciekawe, że jesteśmy rodziną? Też się nad tym zastanawiam. Wtedy w parku nie wierzyłam, że w ogóle ktoś się mną zainteresuję, a tutaj taka niespodzianka. Nie raz jeszcze się zdarzało, że krzyknęłam, a chłopak mnie uciszał, ale często obracaliśmy to w żart. Nie myślałam, że go pokocham, ale tak się stało i teraz uważam, że na niego nie zasługuję. Jak on ze mną wytrzymuję tego nie wiem??
-Już jestem- usłyszałam szept bruneta, więc momentalnie oderwałam się od moich rozmyśleń.
-Jak to się stało, że przyjechałeś?- zapytałam wtulając się w ramiona męża.
-Ekhem… użyłem swojej dyplomacji- zaśmiał się cmokając mnie w czoło- Chłopcy też chcieli wracać do swoich rodzin, więc ten ostatni miesiąc został wykreślony z trasy.
-Aaa… super- uśmiechnęłam się całkowicie szczęśliwa.
-No super, super, bo już dawno ktoś na mnie nie krzyczał- skomentował po czym dostał po głowie- Dobra żartowałem, a co z naszym maleństwem?
-Kopię…strasznie kopię- skrzywiłam się lekko.
-Bo to będzie chłopak.
-Nie, to będzie dziewczynka- upierałam się przy swoim.
-Jasne, jasne. Dobra królewno idziemy spać- jeszcze raz mnie pocałował. Czułam, że chce przez pocałunek powiedzieć jak bardzo mnie pragnie. Oderwałam się od Lou i przykryta kołdrą zasnęłam.
Obudziłam się ciężko oddychając. Rozejrzałam się po pokoju nikogo nie było. Dotknęłam swojego brzucha, był taki jak zwykle.
-To był sen (T.I), to był sen- powtarzałam kierując się do łazienki.
Spojrzałam w lustro i o mało zawału nie dostałam. Wyglądałam jakby piorun we mnie strzelił. Obmyłam twarz zimną wodą i wróciłam do sypialni, aby się w coś ubrać.  Ponieważ było ciepło zdecydowałam się na kolorową sukienkę. Splotłam  długie, gęste włosy w warkocza i wesoły krokiem ruszyłam do kuchni, aby przygotować sobie jakieś śniadanie.
Siedziałam na stołku przy wyspie sącząc gorącą herbatę i przeglądałam gazetę, kiedy zadzwonił telefon. Niechętnie poderwałam się z miejsca i ruszyłam do salonu, gdzie na kanapie znalazłam komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz wybuchając głośnym śmiechem. Na ekranie widniał napis–Tylko nie krzycz
-. Eh- westchnęłam i odebrałam połączenie.
-Czego grzecznie pytam?- zaśmiałam się do słuchawki.
-Nie robisz dzisiaj nic? Fajnie, to teraz mi otwórz- na starcie mnie przywitał szybkimi słowami.
Zaskoczona tym co do mnie powiedział z telefonem przy uchu pobiegłam do przed pokoju. Otworzyłam szeroko drzwi i ujrzałam Louis’a, którego uśmiech powalił mnie z nóg.
-Cześć piękna istoto- przekroczył próg i cmoknął mnie w policzek.
-No cześć, co ty tu robisz?- zapytałam prowadząc go do kuchni.
-Aaa kochana zabieram cię na spacer.
-Ale ja nie zbyt mogę chodzić.
-To cię będę nieść co za problem- prychnął.
-Ale..
-Ale zamknij już ryjek- jego mina nie odmawiała sprzeciwu, a mi się wcale nie chciało z nim kłócić.
-Poczekaj tu, idę zmienić opatrunek- wskazałam na nogę i udałam się od łazienki.
Kiedy wróciłam Lou chował za plecy gazetę, którą rano próbowałam przeczytać.
-Co robisz?- zapytałam patrząc na niego jak na idiotę.
-A nic. Czytałaś ją?
-No tylko kilka stron. Możesz mi ją oddać?- wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka.
-A możesz jednak nie? – posłał mi błagalne spojrzenie. Byłam nieugięta- Dobra masz, strona 10.
Przeleciałam szybko kartki, na trafiając na tą odpowiednią. Dolna warga poszła w dół, a oczy poszerzyły się maksymalnie. To na co patrzyłam było zdjęciem mnie i Louis’a, kiedy ten mnie niesie. Zostaliśmy okrzyknięci nowa parą.
-Odkręcisz to- rzuciłam lekko wkurzona.
-Zrobię co mo…- przerwałam mu.
-Odkręcisz.
-No, chodźmy już- uśmiechnął się i  ciągnąc mnie za sobą wyszliśmy z domu. Całe szczęście, że zdążyłam zamknąć chociaż drzwi. Lou niespodziewanie posadził mnie na swoich plecach i tak przemierzaliśmy Londyn. Nie raz go zwiedzałam, ale z nim to było co innego. Cały czas się wygłupiał, robił nam zdjęcia, rozśmieszał mnie. Zdałam sobie sprawę, że chciałbym być jego przyjaciółką. Mieć go na co dzień. Z nim czas leciał bardzo szybko i przyjemnie.
-To teraz idziemy na obiad- zakomunikował.
-Ale louis, ja nie mogę…- oczywiście mnie uciszył.
-Możesz, musisz i jesteś przecież moją dziewczyną- zaśmiał się czego nie można było nie odwzajemnić. Szturchnęłam go lekko w ramię i zeszłam z pleców chłopaka. Delikatnie kuśtykając razem z nim dotarłam do małej knajpki. Zamówiliśmy obiad i przysiedliśmy do jednego ze stołów.
-Lubisz mnie?- zapytał tak nagle.
-No wiesz znamy się dwa dni i w ogóle….lubię- uśmiechnęłam się do bruneta.
-Też cię lubię. Jesteś wyjątkowa, inna- mrugnął do mnie. Poczułam, że czerwień zalewa moje policzki. On mnie nadzwyczajnie w świecie onieśmielał. Co za człowiek…
~2 godziny później~
Siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu oglądając Marley i Ja. Objęta ramieniem Louis’a, płakałam mu w koszulkę. Smutny film dobiegł końca, a ja nadal siedziałam wtulona w bruneta.
-Jest dobrze, puścimy od początku i piesek będzie żył- szeptał głaszcząc mnie po włosach. Przecież to normalne, że dorosła dziewczyna przeżywa filmową śmierć.
-Lou, nie idź sobie…- czy ja mu właśnie zaproponowałam, żeby u mnie spał? No, ale w sumie to ja już u niego spałam.
-(T.I) jesteś pewna, że mam z tobą zostać?- spytał dość poważnie, ale wiedziałam, że udawał.
-Tak, idioto- poczochrałam mu włosy i ucałowałam w policzek.
Czy ja się właśnie zaprzyjaźniłam? I to z chłopakiem, którego pragną dziewczyny na całym świecie. Ja. Osoba, na którą nikt nie zwracał uwagi. Nieśmiała, nie lubiąca być w centrum zainteresowania jestem koleżanką Louis’a Tomlison’a? 
~~~~*~~~~~~
TO była ostatnia części...także tego... z Kim next?

2 komentarze:

  1. Świetny i taki słodki po prostu genialny. I do tego zabawny. Następny może... hmmm... Z kim wymyślisz przeczytam wszystko

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooch świetny ;)
    Podoba mi się ;)
    Pozdrawiam Bella♥
    __________
    ZAPRASZAM DO SIEBIE NA:
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
    http://onedirection-bella-liamkowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń