-Ja ce do
taty!- mały Tommy wierzgał nogami w łóżeczku, kiedy próbowałam go uśpić.
-Ale tatusia
nie ma, jest w pracy- odpowiedziałam na skraju rozpaczy.
Codziennie
powtarzała się ta sama historia. Od miesiąca, kiedy mój mąż wyjechał nie mogłam
uspokoić syna. W dzień jak w dzień miał jakieś zajęcie. Bawił się, rysował,
oglądał bajki, ale wieczorem, kiedy Louis zawsze śpiewał mu na dobranoc, a
teraz go nie było, dział się istny koszmar. Nie chciałam, aby Tommy płakał i
się smucił, ja też cierpiałam. Oboje tęskniliśmy do Lou.
-Mamusiu,
pliose zadzwoń do taty- spojrzał na mnie oczkami pełnymi łez.
-Eh…jeśli
nie ma koncertów to odbierze. Zaraz zadzwonię- odparłam sięgając po komórkę.
Mocne
kopnięcie w brzuch od środka uniemożliwiło mi ruch. Powoli wyprostowałam się i
rozmasowałam obolałe miejsce.
-O nie, ty
sobie jeszcze z miesiąc poczekasz- mruknęłam mając na myśl nasze drugie
dziecko, które nosiłam pod serce już 8 pięknych miesięcy. Nabrałam powietrza i
wypuściłam je ze świstem.
Wybrałam
numer do ukochanego i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Jeden sygnał, drugi sygnał,
za trzecim odebrał.
-Halo? (T.I)
co się stało?- zapytał na starcie.
-Ta, nie
mogę uspokoić syna!- krzyknęłam wkurzona. Prawdopodobnie to hormony.
-Ej, temat
krzyczenia już przerabialiśmy, a co do naszego syna to poczekaj za 10 minut
będzie spał.
-Louis,
właśnie oto chodzi, że nie będzie. Będzie płakał pół nocy, a potem padnie ze
zmęczenia, ale jutro będzie ta sama śpiewka i tak jeszcze miesiąc- powiedziałam
bezradnie.
-Kochanie,
wdech wydech, zaraz zaśnie. Obiecuję ci.
-Nie
obiecuj, tylko tu przyjedź!- pociągnęłam nosem i wytarłam łzę.
-Dla ciebie
wszystko- gdzieś za mną rozległ się dobrze znany mi głos.
Powoli
odwróciłam się i ujrzałam nikogo innego jak Louis'a. Chciałam rzucić mu się na
szyję, ale nie miałam takiej możliwości. Podszedł do mnie i podnosząc mój
podbródek palcami pocałował.
-Najpierw
uśpię nam syna- szepnął mi do ucha na co pokiwałam głową- Kto do ciebie
przyjechał?- zwrócił się do 4-latka.
-Tatuś!-
wykrzyknął malec stając w łóżeczku.
Zostawiłam
ich samych i udałam się do naszej sypialni kładąc na łóżku. Plecy bolały mnie
nie miłosiernie. Boże jak ja się cieszyłam, że to nie są bliźnięta. Była taka
możliwość ze względu na powiązania genetyczne w rodzinie louis’a, ale jednak
nie. Ciekawe, że jesteśmy rodziną? Też się nad tym zastanawiam. Wtedy w parku
nie wierzyłam, że w ogóle ktoś się mną zainteresuję, a tutaj taka
niespodzianka. Nie raz jeszcze się zdarzało, że krzyknęłam, a chłopak mnie
uciszał, ale często obracaliśmy to w żart. Nie myślałam, że go pokocham, ale
tak się stało i teraz uważam, że na niego nie zasługuję. Jak on ze mną
wytrzymuję tego nie wiem??
-Już jestem-
usłyszałam szept bruneta, więc momentalnie oderwałam się od moich rozmyśleń.
-Jak to się
stało, że przyjechałeś?- zapytałam wtulając się w ramiona męża.
-Ekhem…
użyłem swojej dyplomacji- zaśmiał się cmokając mnie w czoło- Chłopcy też
chcieli wracać do swoich rodzin, więc ten ostatni miesiąc został wykreślony z
trasy.
-Aaa… super-
uśmiechnęłam się całkowicie szczęśliwa.
-No super,
super, bo już dawno ktoś na mnie nie krzyczał- skomentował po czym dostał po
głowie- Dobra żartowałem, a co z naszym maleństwem?
-Kopię…strasznie
kopię- skrzywiłam się lekko.
-Bo to
będzie chłopak.
-Nie, to
będzie dziewczynka- upierałam się przy swoim.
-Jasne,
jasne. Dobra królewno idziemy spać- jeszcze raz mnie pocałował. Czułam, że chce
przez pocałunek powiedzieć jak bardzo mnie pragnie. Oderwałam się od Lou i
przykryta kołdrą zasnęłam.
Obudziłam
się ciężko oddychając. Rozejrzałam się po pokoju nikogo nie było. Dotknęłam
swojego brzucha, był taki jak zwykle.
-To był sen
(T.I), to był sen- powtarzałam kierując się do łazienki.
Spojrzałam w
lustro i o mało zawału nie dostałam. Wyglądałam jakby piorun we mnie strzelił.
Obmyłam twarz zimną wodą i wróciłam do sypialni, aby się w coś ubrać. Ponieważ było ciepło zdecydowałam się na
kolorową sukienkę. Splotłam długie,
gęste włosy w warkocza i wesoły krokiem ruszyłam do kuchni, aby przygotować
sobie jakieś śniadanie.
Siedziałam
na stołku przy wyspie sącząc gorącą herbatę i przeglądałam gazetę, kiedy
zadzwonił telefon. Niechętnie poderwałam się z miejsca i ruszyłam do salonu,
gdzie na kanapie znalazłam komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz wybuchając
głośnym śmiechem. Na ekranie widniał napis–Tylko nie krzycz
-. Eh- westchnęłam
i odebrałam połączenie.
-Czego
grzecznie pytam?- zaśmiałam się do słuchawki.
-Nie robisz
dzisiaj nic? Fajnie, to teraz mi otwórz- na starcie mnie przywitał szybkimi
słowami.
Zaskoczona
tym co do mnie powiedział z telefonem przy uchu pobiegłam do przed pokoju.
Otworzyłam szeroko drzwi i ujrzałam Louis’a, którego uśmiech powalił mnie z
nóg.
-Cześć
piękna istoto- przekroczył próg i cmoknął mnie w policzek.
-No cześć,
co ty tu robisz?- zapytałam prowadząc go do kuchni.
-Aaa kochana
zabieram cię na spacer.
-Ale ja nie
zbyt mogę chodzić.
-To cię będę
nieść co za problem- prychnął.
-Ale..
-Ale zamknij
już ryjek- jego mina nie odmawiała sprzeciwu, a mi się wcale nie chciało z nim
kłócić.
-Poczekaj
tu, idę zmienić opatrunek- wskazałam na nogę i udałam się od łazienki.
Kiedy
wróciłam Lou chował za plecy gazetę, którą rano próbowałam przeczytać.
-Co robisz?-
zapytałam patrząc na niego jak na idiotę.
-A nic.
Czytałaś ją?
-No tylko
kilka stron. Możesz mi ją oddać?- wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka.
-A możesz
jednak nie? – posłał mi błagalne spojrzenie. Byłam nieugięta- Dobra masz, strona
10.
Przeleciałam
szybko kartki, na trafiając na tą odpowiednią. Dolna warga poszła w dół, a oczy
poszerzyły się maksymalnie. To na co patrzyłam było zdjęciem mnie i Louis’a,
kiedy ten mnie niesie. Zostaliśmy okrzyknięci nowa parą.
-Odkręcisz
to- rzuciłam lekko wkurzona.
-Zrobię co
mo…- przerwałam mu.
-Odkręcisz.
-No, chodźmy
już- uśmiechnął się i ciągnąc mnie za
sobą wyszliśmy z domu. Całe szczęście, że zdążyłam zamknąć chociaż drzwi. Lou
niespodziewanie posadził mnie na swoich plecach i tak przemierzaliśmy Londyn.
Nie raz go zwiedzałam, ale z nim to było co innego. Cały czas się wygłupiał,
robił nam zdjęcia, rozśmieszał mnie. Zdałam sobie sprawę, że chciałbym być jego
przyjaciółką. Mieć go na co dzień. Z nim czas leciał bardzo szybko i
przyjemnie.
-To teraz
idziemy na obiad- zakomunikował.
-Ale louis,
ja nie mogę…- oczywiście mnie uciszył.
-Możesz,
musisz i jesteś przecież moją dziewczyną- zaśmiał się czego nie można było nie
odwzajemnić. Szturchnęłam go lekko w ramię i zeszłam z pleców chłopaka. Delikatnie
kuśtykając razem z nim dotarłam do małej knajpki. Zamówiliśmy obiad i
przysiedliśmy do jednego ze stołów.
-Lubisz
mnie?- zapytał tak nagle.
-No wiesz
znamy się dwa dni i w ogóle….lubię- uśmiechnęłam się do bruneta.
-Też cię
lubię. Jesteś wyjątkowa, inna- mrugnął do mnie. Poczułam, że czerwień zalewa
moje policzki. On mnie nadzwyczajnie w świecie onieśmielał. Co za człowiek…
~2 godziny
później~
Siedzieliśmy
u mnie w mieszkaniu oglądając Marley i Ja. Objęta ramieniem Louis’a, płakałam
mu w koszulkę. Smutny film dobiegł końca, a ja nadal siedziałam wtulona w
bruneta.
-Jest
dobrze, puścimy od początku i piesek będzie żył- szeptał głaszcząc mnie po
włosach. Przecież to normalne, że dorosła dziewczyna przeżywa filmową śmierć.
-Lou, nie
idź sobie…- czy ja mu właśnie zaproponowałam, żeby u mnie spał? No, ale w sumie
to ja już u niego spałam.
-(T.I)
jesteś pewna, że mam z tobą zostać?- spytał dość poważnie, ale wiedziałam, że
udawał.
-Tak,
idioto- poczochrałam mu włosy i ucałowałam w policzek.
Czy ja się
właśnie zaprzyjaźniłam? I to z chłopakiem, którego pragną dziewczyny na całym
świecie. Ja. Osoba, na którą nikt nie zwracał uwagi. Nieśmiała, nie lubiąca być
w centrum zainteresowania jestem koleżanką Louis’a Tomlison’a?
~~~~*~~~~~~
TO była ostatnia części...także tego... z Kim next?
Świetny i taki słodki po prostu genialny. I do tego zabawny. Następny może... hmmm... Z kim wymyślisz przeczytam wszystko
OdpowiedzUsuńOooch świetny ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ;)
Pozdrawiam Bella♥
__________
ZAPRASZAM DO SIEBIE NA:
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
http://onedirection-bella-liamkowa.blogspot.com/